Demonstranci wychodzący na ulice Nowego Jorku, Waszyngtonu i wielu amerykańskich metropolii spędzają sen z powiek władzom w USA. Republikanie zarzucają protestującym, że zazdroszczą lepiej sytuowanym rodakom, a tak naprawdę nic nie robią, by polepszyć swoją sytuację materialną.
Czego rządzają młodzi, bezrobotni uczestnicy protestów? Domagają się przede wszystkim zmniejszenia przywilejów dla najbogatszych, nowych miejsc pracy i poprawy warunków życia. Walczą z "chciwością wielkich korporacji", powiększaniem się nierówności społecznych.
Buntownicy z Nowego Jorku skupieni w wielu organizacjach i ugrupowaniach żądają opodatkowania Wall Street, sprzeciwiają się zniesieniu tzw. podatku dla milionerów (do tej pory zarabiający powyżej 500 tys. dol. rocznie płacili w stanie Nowy Jork 3 proc. więcej stanowego podatku niż pozostali).
Protesty w USA przeciwko BOGACZOM - o co chodzi demonstrantom?
Chociaż prezydent Barack Obama rozważa możliwość wprowadzenia nowego podatku dla milionerów uzyskujących rocznie dochody powyżej 1 mln dolarów, to spotyka się z ostrym sprzeciwem Republikanów. Ich zdaniem dodatkowe obciążenia dla bogatych przedsiębiorców dobiją gospodarkę USA.
Partia Republikańska (potocznie nazywana Grand Old Party - GOP) zarzucają protestującym, że chcą wywołać WOJNĘ KLASOWĄ w USA, a bezrobotni sami siebie powinni obwiniać za brak pracy.
Do protestujących bezrobotnych Nowojorczyków dołączyły już m.in. związki zawodowe pielęgniarek i nauczycieli. Fala buntu przeciw bogaczom rozszerza się na cały kraj. Jak na razie demonstracje przebiegają pokojowo.