Przechodziłam takie samo piekło jak Bartek...

2013-09-14 4:00

Polonia jest wstrząśnięta tragedią, do jakiej doszło ponad dwa tygodnie temu w Greenwich w Connecticut, gdzie Bartek Palosz (15 l.) popełnił samobójstwo. Chłopak od lat był zastraszany przez amerykańskich kolegów w szkole. W miniony wtorek pod Greenwich High School - szkołą, do której chodził Bartek - przeszedł marsz milczenia. Hołd tragicznie zmarłemu chłopcu oddało wielu naszych rodaków. A wśród nich Anna Ożga, która kilka lat temu chodziła do tej samej szkoły co Bartek... Nasza Czytelniczka nie może pogodzić się z tragiczną śmiercią młodego Polaka. Jak nam powiedziała, ona również była szykanowana w Greenwich High School, gdy była uczennicą tejże szkoły.

- Do Stanów na stałe przyjechałam 6 lat temu. Tuż po przyjeździe w 2008 roku zapisałam się do Greenwich High School. Od samego początku miałam problemy z nauczycielami. Jeden z nich na lekcji matematyki wydarł się na mnie, bo zapomniałam kalkulatora, na co ja mu odpowiedziałam: "W moim kraju nie używa się kalkulatorów", on odpowiedział: "To jak myślisz, że jesteś taka mądra, rozwiąż to równanie", podając mi działanie do wykonania na milionach… Oczywiście zadanie było nie do rozwiązania. Rozpłakałam się i wyszłam z klasy - wspomina ze łzami w oczach Ania. Kolejnego dnia nasza rodaczka nie wróciła już do swojej szkolnej ławki. - Niemal natychmiast zostałam przeniesiona do innej klasy. Nauczyciel jednak nie został ukarany za swoje podłe zachowanie wobec mnie - dodaje Ania. To niejedyne przykre historie, jakich musiała doświadczać Ania uczęszczając do Greenwich High School. - Inny z moich nauczycieli z programu "English as a second language" nazywał mnie "miss Poland", bo często wspominałam nasz kraj. Kolejna nauczycielka z tego programu pokazywała nam zdjęcie SS-manów z czasów drugiej wojny stojących nad żydowską rodziną. Wtedy powiedziałam: "To są oficerowie Trzeciej Rzeszy", na co ona powiedziała "Polacy też mordowali Żydów". Dostałam szału, nawet nie wiem, co powiedziałam, ale zostałam za to ukarana - opowiada Ania. Mieszkanka Greenwich w Connecticut, która musiała przechodzić prawdziwe katusze, uczęszczając do szkoły, do której chodził tragicznie zmarły Bartek, współczuje rodzicom i najbliższym chłopca. - Z ojcem Bartka jeszcze przed tymi tragicznymi wydarzeniami rozmawiałam kilka razy. Nigdy nie poruszaliśmy tematów rodzinnych. Jednak z tego, co wiem, rodzice szukali pomocy w szkole, ale szkoła nie zrobiła nic, aby im pomóc - opowiada Ania. - Polacy, którzy przyszli na marsz milczenia, byli oburzeni całą sytuacją. Chcemy, żeby taka tragedia się już nigdy nie powtórzyła, chcemy w imieniu Bartka pomóc innym dzieciom, które są szykanowane i nie mogą znaleźć pomocy w szkole. Szkoła powinna podjąć odpowiednie kroki, widząc, że dziecku dzieje się krzywda - dodaje Ania. W okolicy, gdzie doszło do tragedii, osiedliło się sporo naszych rodaków. - Wszyscy Polacy, którzy tu mieszkają, są bardzo zżyci ze sobą i na co dzień żyją blisko siebie. Pomagamy sobie w potrzebie. My, Polacy, ciężko pracujemy, aby zapewnić sobie godny byt - mówi Ania. - Niektórym naszym rodakom jest bardzo ciężko. Wśród nas są tacy, którzy nie mogą pojechać w odwiedziny do Polski, bo nie mają stałego pobytu. Dodatkowo większość z nas bardzo tęskni za ojczyzną. Dla mnie pierwsze dwa lata były straszne. Przyjechałam tu jako 16-latka. W Polsce zostawiłam znajomych i przyjaciół, cały mój świat. Musiałam tu, w Ameryce, budować relacje z rówieśnikami od nowa. Byłam zła na wszystkich i wszystko, chciałam wracać do domu. Wiele młodych osób, które przyjechały w tym wieku, czuły to samo. Jeśli ktoś jest bardzo zżytym ze swoim krajem, taka zmiana jest wielkim przeżyciem. Jednak jak się znajdzie plusy życia w Stanach, można sobie poukładać życie na emigracji. Szkoda, że Bartkowi się nie udało - kończy niekryjąca łez Ania.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają