Michelle Go jechała do pracy. Była powszechnie lubiana, pracowała jako doradca finansowy, czasem udzielała się jako wolontariuszka. Miała pecha, bo w metrze zaczepił ją chory psychicznie włóczęga i postanowił bez żadnego powodu pozbawić ją życia. Wepchnął ją pod nadjeżdżający na nowojorską stację Times Square pociąg. 40-latka zginęła na miejscu, a od tej pory nowojorczycy nie potrafią spać spokojnie. 28-letnia Stephanie Martinez metrem podróżuje ze swoimi synami, starszym, 7-letnim i młodszym, który jeszcze jeździ w wózku. "To przerażające, bo nigdy nie wiesz, kto może stanąć za twoimi plecami" - mówi w rozmowie z "New York Post" i przyznaje, że na peronie trzyma dzieci blisko siebie i wciąż się rozgląda. Pracująca jako pomoc domowa Matilda Oteng wyznała z kolei, że teraz strach przed korzystaniem z metra tak ją paraliżuje, że rozważa odejście z pracy. „Nigdy nie wiesz, obok kogo stoisz. Kiedy ta kobieta została zepchnięta, powiedziałam mężowi, że może powinnam zostać w domu, nie pracować. Wychodzenie na zewnątrz nie jest bezpieczne".
CZYTAJ TAKŻE: Makabra. Leżał martwy w swoim domu, a wokół niego pełzało ponad 100 WĘŻY!
Burmistrz Nowego Jorku Eric Adams obiecał jak najszybciej zająć się przestępczością w metrze, przyznając, że nie on sam też nie czuje się bezpiecznie jadąc pociągiem. By zapewnić większe bezpieczeństwo, na terenie stacji metra ma się pojawiać więcej patroli policji, mają też częściej kontrolować perony. Ale, jak twierdzi jeden z rozmówców "NYPost", to wciąż za mało. „Nawet jeśli umieścimy w metrze 500 gliniarzy w godzinach szczytu, gdy jeździ około 5000 wagonów metra, to na 10 proc. wagonów przypadnie jeden policjant. To śmieszne" - wylicza.
CZYTAJ TAKŻE: Przez 40 lat był zmuszany do pracy i trzymany w zimnej szopie. "Pies miał lepiej niż on"