- To było niezwykłe przeżycie. Lot z najwyższej półki. Nikt z pasażerów nawet nie czuł, że leci. Mieliśmy wrażenie, że płyniemy po jedwabiu - opowiada Beata Pierzchała, prezes amerykańskiego "Super Expressu".
Od samego startu na pasażerów i załogę czekało mnóstwo wrażeń i atrakcji. LOT-owski Dreamliner wystartował z lotniska Paine Field nieopodal fabryki Boeinga w Everett dokładnie o godzinie 15:30 w środę.
Pierwszymi pilotami, którzy poderwali maszynę do lotu przez ocean byli kpt. Krzysztof Lenartowicz i kpt. Marian Wieczorek.
- Tuż po wejściu i zajęciu miejsc przywitał nas na "pokładzie marzeń", jak to określił, jego kapitan Jerzy Makula - opowiada nasza wysłanniczka.
Komfort i nowoczesność
Co można powiedzieć o samej maszynie?
- Niesamowicie wygodne fotele, bardzo dużo miejsca na nogi i to w każdej klasie, nie tylko w biznesowej. Dzięki takim warunkom nie czułam, że tyle godzin spędziłam w powietrzu - relacjonuje Pierzchała.
Żeby czas szybciej płynął każdy w zagłówku siedzenia ma ekran z bogatym menu. - Podróżny może sam sobie wybierać filmy: od najnowszych hitów poprzez dokumentalne i odcinki ulubionych seriali, a na komediach kończąc. Są oczywiście kreskówki dla dzieci i filmy z kategorii hobbystycznych czy koncerty muzyczne. Każdy znajdzie coś dla siebie - mówi Pierzchała.
Podczas lotu co jakiś czas do pasażerów docierały nowe informacje techniczne. Dowiedzieli się między innymi, że w godzinę od startu samolot spalił 54 tony paliwa.
Oprócz wygody i komfortu zachwyciły też posiłki serwowane na pokładzie. - Dostaliśmy sałatkę z parmezanem i świeżymi truskawkami, szparagi z pastą krabową, pieczone ziemniaki z wyśmienitym kurczakiem oraz dwa rodzaje wyśmienitego sera z żurawiną i orzechami. A po obiedzie zaserwowano nam wspaniały czekoladowy deser.
Każdy pasażer może tuż po zakończeniu lotu lub w jego trakcie wyrazić swoją opinię o podróży. - Wystarczy odnaleźć na monitorze zakładkę ankieta i tam napisać wrażenia z lotu - mówi Pierzchała.
Niskie przejście
nad Warszawą
Ze stolicą Dreamliner przywitał się efektownym manewrem. Piloci Krzysztof Lenartowicz i Jerzy Makula, wykonali nad pasem lotniska tzw. "low pass", czyli bardzo niskie przejście.
- Żartobliwie mówi się, że prawdziwy "low pass" to taki, przy którym przelatujący samolot odgarnia włosy kobietom - uśmiecha się rzecznik PLL LOT Leszek Chorzewski.
Tym razem aż tak nisko nie było, ale Warszawiacy mieli co podziwiać. Potem samolot wylądował na drodze startowej nr 3 warszawskiego Okęcia.
171 pasażerów opuszczało pokład z uśmiechem. - To był wyjątkowy lot i historyczny moment dla polskiego lotnictwa. Sama podróż też wyjątkowa - niezwykle przychylna załoga, możliwość znalezienia się w kokpicie z pilotami, swobodne poruszanie się po samolocie i dokładne obejrzenie każdego zakamarka - opowiada Beata Pierzchała.
W Polsce maszynę powitała asysta myśliwców F-16, a na samej płycie Dreamliner został ochrzczony tzw. salutem wodnym.