– W Stanach Zjednoczonych spotkałem się z wielką życzliwością – opowiada reporterowi „Super Expressu”. – Kiedy ukradziono mi rower (wart 13 tys. dol. – red.), skontaktowaliśmy się z lokalnymi zawodnikami, którzy używają podobnych i jeden z nich pożyczył mi swój własny. Niestety, jest to zawodnik leżący, a ja jestem siedzący, więc musieliśmy dokonać kilku przeróbek, tak abym ja mógł w nim siedzieć – opowiada.
Podróż odbywała się głównie autostradami, jedynie w dwóch miejscach policja – z powodów bezpieczeństwa – skierowała naszego sportowca i jego ekipę na inne drogi. Ponieważ pan Krzysztof nie był przyzwyczajony do nowego roweru, musiał nieco zmienić swoje plany. – Na swoim rowerze mogłem jechać nawet 40 km/h, a na tym 20, więc musiałem zmniejszyć dzienne dystanse do 130 kilometrów, czyli trzech pełnych maratonów. Całość podróży zajęła mi 17 dni, z czego wynika, że przejechałem 51 maratonów.
Po przyjeździe do Nowego Jorku, Krzysztof Jarzębski spotkał się z konsul generalną Ewą Junczyk-Ziomecką.
Jarzębski stracił nogi w 1991 roku w wyniku choroby nowotworowej. Podjął jednak walkę z samym sobą i pozostał aktywny fizycznie. Na swoim wyczynowym trójkołowcu przejechał już dystans z Aten do Warszawy i z Łodzi do Londynu. Podróż przez USA była jego największym marzeniem i wyzwaniem. Ukończył ją dokładnie 22 czerwca.