Były dowódca wojsk lądowych, gen. Waldemar Skrzypczak (60 l.) mówił wprost, że w starciu z potężną armią Putina nie mielibyśmy sami żadnych szans. - Wojska rosyjskie byłyby w Warszawie w ciągu 3 dni - przekonywał niedawno. Groźba ataku znów wróciła?
Dwa tygodnie temu w Redzikowie (woj. pomorskie) odbyła się uroczystość inaugurująca budowę tarczy antyrakietowej. Od 2018 roku ma ona chronić wojska USA i sojuszników z NATO przed pociskami balistycznymi z krajów Bliskiego Wschodu. Część systemu zainstalowano już w Rumunii. Jednak strona rosyjska odbiera to jako zagrożenie dla własnego bezpieczeństwa. - Będziemy zmuszeni teraz w odpowiedni sposób zareagować. I o ile wczoraj te części terytorium Rumunii nie wiedziały, co znaczy być na naszym celowniku, to dzisiaj będziemy musieli przedsięwziąć pewne środki, by zapewnić sobie bezpieczeństwo. Tak samo będzie w przypadku Polski. Będziemy czekać. Nie będziemy nic robić, dopóki nie zobaczymy na sąsiednim terytorium rakiet - tłumaczył Putin. Na słowa rosyjskiego prezydenta już zareagował polski minister spraw zagranicznych. - Prezydent Putin powinien doskonale wiedzieć, że tarcza antyrakietowa w Polsce nie ma żadnego odniesienia do rosyjskiego bezpieczeństwa. Ten system ma bronić Europy przed atakiem rakietowym z Bliskiego Wschodu. Wojskowa obecność Amerykanów i wielonarodowych oddziałów NATO jest jednak odpowiedzią właśnie na agresywne zachowanie i straszenie nas przez władze rosyjskie - mówił mediom Witold Waszczykowski (59 l.). - Mamy się czego obawiać, ale wcale nie więcej niż przed decyzją o budowie tarczy. Rosja jest i była silnym graczem. Jednak im silniejsze i spójniejsze będzie NATO, tym Putin coraz bardziej będzie zmuszony wycofywać się z tej retoryki straszenia. Polskie władze powinny pomyśleć o tym, by umacniać dyplomację i zacieśniać stosunki zarówno z USA, jak i krajami Grupy Wyszehradzkiej - komentuje słowa Putina gen. Roman Polko (54 l.).