Rosja ostrzega Australię przed "poważnymi konsekwencjami", chodzi o Ukrainę. "Nie pozostaniemy biernymi obserwatorami"
"Moskwa uzna rozmieszczenie europejskich sił pokojowych na Ukrainie za oficjalne zaangażowanie sił NATO w wojnę z Rosją" - tak 6 marca mówił minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow. Była to odpowiedź na pomysły prezentowane przez Francję i Wielką Brytanię, rozważające wysłanie na Ukrainę swoich wojsk jako gwarantów pokoju po ewentualnym ogłoszeniu zawieszenia broni. Jak dodawał Ławrow, nie ma znaczenia, czy 30 tysięcy żołnierzy znalazłoby się na Ukrainie jako przedstawiciele poszczególnych państw, czy NATO jako całości. Pomysł nie został jednak zarzucony. Wręcz przeciwnie, kolejny kraj zadeklarował chęć dołączenia do Francuzów i Brytyjczyków. Jest to... Australia. Podczas konferencji prasowej 4 marca premier Albanese stwierdził, że jego kraj "jasno wyraża swoje poparcie dla Ukrainy" i "rozważa udział w każdej misji pokojowej w Ukrainie". Warto dodać, że Australia także wcześniej nie stała z boku w sprawie wojny i przeznaczyła na pomoc dla Kijowa 1,5 miliarda dolarów.
Ambasada pisze o "nieodpowiedzialnym awanturnictwie w strefie specjalnej operacji wojskowej"
Deklarację premiera Australii skomentowała ambasada Rosji, jednoznacznie sprzeciwiając się jego planom. "Nie do przyjęcia jest, aby kolejne 'zachodnie buty' pojawiły się tam na ziemi i nie pozostaniemy wobec tego biernymi obserwatorami. Rosja nie ma zamiaru skrzywdzić Australijczyków, a Canberra może łatwo uniknąć kłopotów, po prostu powstrzymując się od nieodpowiedzialnego awanturnictwa w strefie specjalnej operacji wojskowej" – głosi oświadczenie wydane przez rosyjskich dyplomatów, którzy ostrzegają Australię przed "poważnymi konsekwencjami".
