Nic tak nie zbliża polityków jak pobyt w domu któregoś z nich. George W. Bush zapraszał swoich gości na ranczo w Teksasie, Silvio Berlusconi oferował różnorodne atrakcje bywalcom swojej posiadłości na Sardynii. Radosław Sikorski, jeśli chce kogoś szczególnie ugościć, zaprasza go do swojego pałacyku w Chobielinie.
Władimir Putin, który wśród znaczących polityków ma wielu przyjaciół, chciał pozyskać kolejnego: Baracka Obamę i zaprosił go na śniadanie do swojej rezydencji w Nowo-Ogariowie koło Moskwy. Jeśli Obama jest miłośnikiem kanapek z masłem orzechowym i dżemem, czyli standardowego amerykańskiego śniadania, albo dba o linię, to miał problem. Bo Putin postanowił przyjąć go po rosyjsku. Na stół podano racuchy z wędzoną bieługą, jajka z czarnym kawiorem i śmietanę, pielmienie z przepiórki, marmoladę z żurawin, a na deser (choć to było śniadanie) - lody z domową śmietaną i kisiel z wiśni. Wszystko popijano herbatą z samowara.
Obama na własnej skórze przekonał się, czym jest rosyjska gościnność. No prawie... bo nie podano rosyjskiej wódki (a w każdym razie oficjalne komunikaty na ten temat milczą).