Gdy 21 września Władimir Putin ogłosił w Rosji mobilizację, po raz kolejny, przy okazji, postraszył Zachód użyciem broni atomowej, twierdząc, że tak naprawdę to Rosja jest ofiarą, a nie agresorem. "Jeśli integralność terytorialna naszego państwa będzie zagrożona, z pewnością użyjemy wszystkich dostępnych nam środków, by bronić Rosji i naszych obywateli. To nie jest blef!". Od tego czasu świat przygląda się kolejnym ruchom rosyjskiego prezydenta, a komentatorzy rozważają, na ile jego groźby są realne.
Putin wkurzył swoich ludzi?
Tymczasem "Daily Star" poinformował w czwartek, 20 października, że dyktator już dwukrotnie miał zamiar użyć broni atomowej. "Władimir Putin rzekomo próbował zdetonować bombę nuklearną, ale się nie udało. Uważa się, że zlecił dwa testy rakietowe na początku tego miesiąca, ale żaden z nich się nie odbył". Zgodnie z doniesieniami źródeł, na które powołują się brytyjskie media, są tylko dwa wytłumaczenia dla tych niepowodzeń: albo problemy techniczne, albo wewnętrzny sabotaż.
Ekspert o niepowodzeniach Putina. "Wygląda to na sabotaż"
Walerij Sołowiej, były profesor Instytutu Stosunków Międzynarodowych w Moskwie uważa, że "decyzja w sprawie użycia taktycznej broni jądrowej bez wątpienia spotkałaby się z oporem". "Nie wiem, jak skuteczny będzie opór, ale zaznaczę, że w ciągu ostatnich dwóch tygodni miały się odbyć próby nuklearne – jedna na Morzu Barentsa, pod wodą, a druga pod ziemią, w rejonie Archangielska. Za każdym razem testy nie odbyły się" - mówi i dodaje. "Raz to wypadek, dwa razy przypadek. Ale jeśli za trzecim razem próby zakończą się tak samo, to już chyba sabotaż, a przynajmniej niewykonanie rozkazów naczelnego dowódcy".