"Muszę szczerze powiedzieć, że nie wierzyłem w to, co stało się 24 lutego. Moim zdaniem było to nierozsądne, było to samobójstwem. Gdyby tego nie zrobił [Putin - przyp. red.], to na tym swoim stanowisku by sobie przesiedział, wziął Białoruś" - mówił Ilia Ponomariow w programie "Gość Wydarzeń" na antenie Polsat News.
Krwawa władza Putina. "Zaczęła się od eksplozji domów w Moskwie"
Ponomariow to były rosyjski deputowany, przedsiębiorca, opozycjonista. Jak podkreśla, Putin zawsze zachowywał się jak terrorysta, a to, co robi na Ukrainie, nie jest niczym nowym. "W ten sam sposób zaczynał swoją drogę. Przez pewien czas nikt nie chciał w to uwierzyć, ale w 1999 roku jego władza zaczęła się od eksplozji domów w Moskwie. On od początku zachowywał się jak terrorysta. Później stało się oczywiste, że tak zamierza działać dalej" - mówił w programie.
Putinowi zostało kilka miesięcy? "Zabije go ktoś z otoczenia"
Jego zdaniem dni Putina są policzone i to nie ze względu na jego stan zdrowia, który według doniesień mediów i międzynarodowych wywiadów, jest fatalny. "Mówiłem, że siódmego października Putin będzie obchodził swoje ostatnie urodziny. Ciągle tak uważam. Wydaje mi się, że w przyszłym roku wydarzy się coś decydującego. Nie wiem dokładnie kiedy. Któraś fala go zmiecie" - stwierdził opozycjonista. Dodał, że jest niemal pewny, że Putin zginie z rąk kogoś ze swojego bliskiego otoczenia. "Wydaje mi się, że prędzej ktoś z jego najbliższego kręgu go zabije. Mówi się, że on za dużo wie i nikt nie pozwoli na to, żeby był sądzony" - zdradził.