Prawosławny kapłan na Majdanie spędził trzy miesiące. Uczestniczył w najcięższych walkach. Z krzyżem w ręku prowadził swoich współbraci na szwadrony Berkutu. W dniu jednych z najkrwawszych zamieszek, kiedy snajperzy bez litości zabijali każdego, kto znalazł się na ich celowniku, razem ze swoim oddziałem szedł w kierunku siedziby prezydenta.
Jego grupa wpadła w zasadzkę. Dla okrążonych przez tzw. tituszki nie było litości. - Wcześniej dostałem w rękę, ale jak mnie dopadli, to katowali czym popadło, aż z bólu i utraty krwi straciłem przytomność - wspomina ciągle obolały Aleksander Repetko.
ZOBACZ: ADAM HOFMAN dla Super Expressu o Ukrainie
Nieprzytomnego księdza z rąk tituszek odbili w końcu przyjaciele. Był w opłakanym stanie. Pierwszej pomocy udzielili mu sanitariusze ze szpitala polowego. - W domu czeka na mnie żona i trójka dzieci. Myślałem, że już po mnie. W takiej chwili myśli się o najbliższych - wspomina ze łzami w oczach kapłan. Ciągle ma rękę w gipsie, a na całym ciele ślady po potężnych ciosach.
Prawosławny kapłan wie jednak, że jeśli będzie trzeba znowu iść na Majdan, to zrobi to bez wahania. - Byłem tam i podczas pomarańczowej rewolucji, i teraz. Jeśli zobaczyłem w telewizji, że biją i dzieci, i starców, to zwyczajnie nie wytrzymałem. Powiedziałem żonie, że na mnie czas i wsiadłem w pociąg - wspomina ksiądz Aleksander. - Jak nowa władza nic nie zmieni albo Ukraina będzie zagrożona, to znowu pojadę. Będę się bić do ostatniej kropli krwi - deklaruje wzburzony.