Ratujmy Filipka

2012-02-28 20:40

Filipek Okapa jeszcze pół roku temu był roześmianym pięciolatkiem, bawiącym się z rówieśnikami. Zdawało się, że nie ma żadnych zmartwień a świat stoi przed nim otworem... Niestety. Straszliwa choroba dramatycznie wszystko zmieniła.

Nasz reporter odwiedził państwa Okapów w ich domu na Staten Island. Spotkanie było bardzo wzruszające. Mariusz – ojciec chłopca – trzymał ciężko chore dziecko w ramionach... W milczeniu, po męsku próbując radzić sobie z bólem. Agnieszka – matka Filipka – zalana łzami opowiedziała o chorobie kochanego synka...

– Wszystko zaczęło się pod koniec września ubiegłego roku. Pewnego dnia zauważyliśmy, że Filipkowi uciekło oczko i zrobił się mu zez, tzw. „lazy eye". Poszliśmy do okulistki, która powiedziała nam, że takie rzeczy zdarzają się dzieciom. Zbadała go, jak się wydawało, bardzo dokładnie i przepisał okulary. Od początku uskarżał się, że źle przez nie widzi, ale nie przywiązywaliśmy do tego większej wagi, bo wiadomo, jak to jest z dziećmi. Po jakichś dwóch tygodniach zauważyliśmy, że Filipek dziwnie się zachowuje. Zatacza się i przewraca. Kiedy chodziliśmy na „Treat or Trick” na Halloween widać to było już wyraźnie.

Jeszcze wtedy zdawało się nam, że ma za mocne okulary. W tym samym czasie z ust dziecka zaczęła cieknąć ślinka. Okulistka stwierdziła, że okulary są dobre, ale kazała nam pójść do pediatry. To była środa, 2 listopada. Pediatra natomiast polecił nam natychmiast pojechać na Izbę Przyjęć, żeby zrobić tomografię komputerową i rezonans magnetyczny. Po badaniu, lekarz powiedział nam, że CAT-Scan nic nie pokazuje. Bardzo się wtedy ucieszyliśmy, mimo że oświadczono nam, że dziecko musi zostać w szpitalu na noc. Tymczasem nad ranem przyszedł lekarz i powiedział, że jednak coś znaleźli.

Strasznie się wówczas zdenerwowałam, bo – jak to jest – jeden lekarz mówi, że nic nie ma, a inny, że jednak jest? Poproszono mnie o zgodę na zrobienie rezonansu magnetycznego. Po badaniu, podeszła do mnie inna lekarka i powiedziała, że powinniśmy pojechać do Long Island Jewish Hospital (LIJ). Wówczas doznałam szoku. Chciałam dowiedzieć się, co znaleźli, że jako matka mam prawo wiedzieć. Lekarka długo się wykręcała, ale w końcu przyznała, że jest guz. Kiedy po długiej rozmowie zapytałam, jak duży. Odpowiedziała mi, że to jest bardzo duży nowotwór.

W szpitalu dowiedzieliśmy się wszystkiego. Jako pierwszy spotkał się z nami chirurg, który zasygnalizował, że nie jest w stanie operować takiego guza. Był to glejak, bardzo agresywny rodzaj guza rozwijający się na pniu mózgu, w takiej formie występujący głównie u dzieci. Później na spotkaniu z onkologiem dowiedzieliśmy się, że za takim guzem dzieci żyją rok, w najlepszym wypadku dwa lata. Natychmiast zaczęła się chemioterapia, którą przerwaliśmy do 16 grudnia. Dlaczego? Dowiedzieliśmy się, że w Pittsburghu prowadzone są badania nad szczepionką przeciwko tego rodzaju guzowi. Dobrą wiadomością było to, że Filipek ma odpowiednie antyciała, które kwalifikują go do takiego zabiegu. Jednak kazano nam czekać, aby zeszła opuchlizna, która – jak nam mówiono – była wynikiem terapii. Po miesiącu okazało się jednak, że opuchlizna ma inne podłoże. I tak Pittsburgh nas odrzucił a my zostaliśmy z niedokończoną terapią, którą teraz trzeba było zaczynać od początku. Dali nam nadzieję, po to, by zaraz ją odebrać. Jesteśmy znów w punkcie wyjścia a straciliśmy ponad pół roku. Co teraz zrobimy? Nie wiem, chcemy spróbować wszystkiego, co się da, wszystkiego, co może uratować życie naszego kochanego dziecka.

Wiem, że w Teksasie jest dr. Burzyński, który zajmuje się takimi przypadkami. Poza tym jeden z chirurgów na Manhattanie powiedział nam, że podejmie się operacji, nawet jeśli miałaby ona skończyć się inwalidztwem mojego synka. Wiemy też o znajdującym się w Peru Instytucie Ziołolecznictwa o. Szeligi. Proszę też wszystkich, którzy mogą nam jakoś doradzić, co dalej robić. Ale przede wszystkim prosimy wszystkich rodziców, aby nie lekceważyli objawów, które mogą oznaczać potencjalną chorobę.

 


Przyjaciele państwa Okapów organizują wielką imprezę charytatywną, z której dochód będzie przeznaczony na pomoc dla chłopca. Odbędzie się ona w sobotę, 10 marca The Church Hall at Gateway, przy 200 Boscombe Ave, na Staten Island o godzinie 1 po południu.

Pomoc finansową na leczenie Filipka można przekazywać na konto w TD Bank na Staten Island:

Phillip Okapa 4765941822

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki