Nasi rodacy, którzy w czasie zamachów terorystycznych byli w Paryżu, na szczęście wrócili cali i zdrowi do Polski. Jednak na myśl o tym, że otarli się o śmierć, ogarnia ich przerażenie. Niektórzy byli bardzo blisko miejsc ataków, słyszeli strzelaninę i eksplozję. - Graliśmy w grę planszową, niczego nieświadomi. Mój kuzyn zadzwonił i zapytał się, czy wszystko z nami w porządku. Wtedy otworzyliśmy okna, usłyszeliśmy syreny. Jak się okazało, ten klub Bataclan był 750 metrów od naszego mieszkania - relacjonowała jedna z turystek. Inna kobieta poleciała z rodziną do Francji, aby pokazać dzieciom Disneyland. Jednak już wieczorem wycieczka zmieniła się w horror. - Bałam się, że może coś się stać, że nasze życie jest zagrożone - przyznała nie kryjąc strachu. Lądujący na Okęciu Polacy powiedzieli też to, czego nie relacjonują media: - Trochę mnie zdziwiło, że dużo ludzi na spacery, do kawiarni, część restauracji zamkniętych, część otwartych... Także niektórzy jakoś się przejęli, a inni nie - opowiedziała zaskoczona Polka.
W piątkowych atakach terrorystycznych na Francję zginęło co najmniej 150 osób, a 200 zostało rannych. Do przeprowadzaenia serii zamachów przyznało się Państwo Islamskie. W oświadczeniu, które pojawiło się w jednym z oficjalnych kanałów komunikacyjnych Państwa Islamskiego, terroryści napisali, że to "ich bracia czynili cuda we Francji".
Czytaj też: "Paris Hilton nie żyje?!" Idiotyczne tweety Amerykanów po zamachach w Paryżu