Jak przyjęło pana Chicago?
– Niezwykle serdecznie. Czułem się jak w rodzinnym domu. Odbyłem szereg spotkań z rodakami na uroczystych mszach, czy pokazach filmu „Pogarda”. Podczas dyskusji przekonałem się, że Polonia bardzo interesuje się sprawami polskimi. A zwłaszcza sprawą narodowej tragedii jaką była katastrofa samolotu prezydenckiego z 10 kwietnia 2010 r. Rodacy z Chicago doskonale zdają sobie sprawę z manipulacji, jakich dokonują Rosjanie w prowadzeniu śledztwa i doskonale wiedzą, że obalone krok po kroku kolejne rosyjskie kłamstwa są zastępowane nowymi. Na naszych oczach, na wzór obowiązującego 50 lat kłamstwa katyńskiego, rodzi się nowe kłamstwo – smoleńskie. Niestety, analogia sięga również do kwestii zachowania naszych sojuszników. Tak jak alianci zachodni po ujawnieniu zbrodni katyńskiej, tak i dzisiaj – po tragedii smoleńskiej – nasi sojusznicy z NATO, nie wykazują dobrej woli w wyjaśnieniu prawdziwej przyczyny śmierci polskiej elity. Stany Zjednoczone dopiero w 1952 roku wzięły się za sprawę zbrodni katyńskiej, kiedy podobny los mógł spotkać i spotykał jeńców amerykańskich wziętych do niewoli w czasie wojny koreańskiej. Podam tylko, że Sowieci wymordowali prawie 23 tys. jeńców, oficerów polskich, strzałem w tył głowy, wbrew wszelkim konwencjom o traktowaniu jeńców wojennych.
Uważa pan, że katastrofa smoleńska mogła być zamachem?
– Na pewno nie można tego wykluczyć. Zdziwienie budzi przyjęcie przez rosyjski MAK, a w ślad za nim przez polską komisję ministra Jerzego Millera jedynie słusznej wersji czynnika ludzkiego – czyli błędu załogi samolotu. Od 10 kwietnia 2010 r. doszło do pięciu wypadków z udziałem takich samolotów w Rosji i sąsiednich krajach, w podobnych warunkach. Były to „darmowe eksperymenty śledcze”, z których trzeba wyciągnąć wnioski. Samoloty wylądowały, nawet jeśli doszło do uszkodzeń, to większość pasażerów i załogi ocalała. Jeden z tych samolotów wylądował na grzbiecie. Wszyscy pasażerowie, a było ich ponad 100, ocaleli. Ani jedna z tych maszyn nie uległa tak totalnemu zniszczeniu, jak polski samolot rządowy pod Smoleńskiem. Na miejscu niby-katastrofy brak było leja od uderzenia samolotu o ziemię, a pożar wywołany i podsycany przez 10 ton paliwa wyglądał jak scena z obrazków wypalania trawy na wiosnę. We współczesnym świecie każdy wypadek, katastrofa, są analizowane pod kątem możliwego zamachu. Tu wersję zamachu z góry wykluczono.
Szczątki samolotu nie były jednak dobrze zabezpieczone…
– Jak je zabezpieczono, jak Rosjanie traktowali dowody, wskazuje ich zachowanie względem szczątków samolotu i ciał ofiar. To było ewidentne niszczenie dowodów rzeczowych. Jak się dowiadujemy teraz, również sekcje zwłok były pozorowane, czyli nie zmierzały do ustalenia faktycznych przyczyn zgonu ofiar. Po przeprowadzeniu w Polsce sekcji zwłok ś.p. Zbigniewa Wassermanna po 15 miesiącach od czynności wykonanych przez Rosjan, okazało się, że wyniki różnią się w 95 procentach.
W tej katastrofie zginął pański brat, Stefan…
– Stefan był społecznikiem i wielkim patriotą bez reszty oddanym sprawie ujawnienia prawdy o zbrodni katyńskiej z 1940 roku. Przez kilkadziesiąt lat bezkompromisowo dążył do obalenia sowieckiej wersji kłamstwa w tej sprawie. Dzięki jego inicjatywie, 31 lipca 1981 r. przerwana została zmowa zakłamania i milczenia. Na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie postawiliśmy tego dnia pierwszy w Polsce, wykonany w konspiracji i bez zgody władz pomnik katyński z prawdziwą datą mordu – 1940 r. Władze na rozkaz ambasady sowieckiej już pierwszej nocy zrabowały pomnik, a Stefan oraz mój drugi brat Arkadiusz – autor projektu i główny wykonawca pomnika – zostali poddani brutalnym prześladowaniom, z uwięzieniem w czasie stanu wojennego włącznie. Ja zostałem wyrzucony z pracy i ponad pół roku ukrywałem się, poszukiwany listami gończymi przez bezpiekę. Dopiero po 15 latach nasz pomnik ponownie stanął w Dolince Katyńskiej na Powązkach, niestety obok fałszywki postawionej przez gen. Wojciecha Jaruzelskiego, który przypisywał zbrodnię katyńską hitlerowcom i fałszował datę jej popełnienia na 1941 rok. Mój brat przez lata swojej działalności postawił kilkadziesiąt pomników i tablic pamiątkowych, poświęconych bohaterom naszej historii i ważnym wydarzeniom z naszych dziejów, które przez dziesiątki lat były objęte nakazem zapomnienia. Zorganizował ponad tysiąc spotkań, wykładów, sesji naukowych, wystaw i uroczystości patriotyczno-religijnych. Jego zasługi docenił prezydent Lech Kaczyński, który odznaczył Stefana Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Nagrodę „Kustosza Pamięci Narodowej” przyznała mu kapituła tego wyróżnienia, związana z Instytutem Pamięci Narodowej. Miał mu tę odznakę wręczyć ś.p. Janusz Kurtyka, prezes IPN, współuczestnik lotu do Katynia.
Kiedy widział pan brata po raz ostatni?
– Dwa dni przed feralnym lotem do Smoleńska. Naturalnym stało się przejęcie po bracie misji prowadzenia Komitetu Katyńskiego i Kręgu Pamięci Narodowej. Stałem się wykonawcą jego życiowego testamentu. To on spowodował wszczęcie polskiego śledztwa w sprawie zbrodni katyńskiej w IPN, upowszechnił informacje o tej zbrodni w kraju i za granicą, wznosząc pomniki i tablice poświęcone ofiarom – oficerom Wojska Polskiego. Tragedia pod Smoleńskiem ukazała, jak ważna dla narodu była pamięć i dążenie do wyjaśnienia w całości prawdy o tej najstraszliwszej zbrodni dokonanej na jeńcach wojennych w dziejach świata. Do dzisiaj nie znamy miejsca pochówku kilku tysięcy ofiar. Minister sprawiedliwości Rosji już po tragedii smoleńskiej, która miała być rzekomo okazją do przełomu w rosyjskim podejściu do wyjaśniania tej zbrodni, nazywa to ludobójstwo z 1940 r. „incydentem katyńskim”. Z niecierpliwością oczekujemy na wyrok w tej sprawie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, gdzie na władze Federacji Rosyjskiej poskarżyli się bliscy ofiar zbrodni.
Jest Pan także bezpośrednio zangażowany w projekt pomnika „Epitafium Smoleńskie”, który powstanie na Jasnej Górze…
– Tak, jest to epitafium pamięci i wdzięczności ofiarom katastrofy smoleńskiej. Pomnik będzie miał formę płaskorzeźby o wysokości 3,8 metra. I zostanie umieszczony w jednej z nisz na dziedzińcu prowadzącym do kaplicy z Cudownym Obrazem w Sanktuarium na Jasnej Górze.
Rodzi się nowe kłamstwo
Jego brat – Stefan zginął w katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem. To po nim Andrzej Melak przejął przewodniczenie Komitetowi Katyńskiemu. Jego najnowszą misją jest budowa „Epitafium Smoleńskiego” na Jasnej Górze. Melak, który gościł w Chicago na zaproszenie parafian z kościoła św. Władysława i Klubu Gazety Polskiej porozmawiał z „Super Expressem” m.in. o wyjaśnianiu przyczyn katastrofy.