Ogłoszona 21 września w Rosji mobilizacja od początku nie idzie tak, jak mógłby sobie tego życzyć Władimir Putin. Kilkaset tysięcy Rosjan na wieść o poborze uciekło z kraju. Są tacy, którzy zakładają obozy i koczują w lesie, są tacy, którzy od pójścia na wojnę wolą wszystko, nawet karę więzienia, samookaleczenie albo śmierć. Trudno się dziwić, tym bardziej gdy słyszy się historie takie jak ta, którą opisuje Biełsat. Na Twitterze telewizja opublikowała w czwartek, 27 października, nagranie z jednego z obozów szkoleniowych, "przygotowujących" poborowych do wojny na Ukrainie. Trudno uwierzyć, co dzieje się w jednostce!
Mobilizacja w Rosji. "Kaszlemy krwią, dowódca od nas ucieka"
"Jesteśmy w jednostce szkoleniowej w Kowrowie od 12 października. Zagnali nas do jednego baraku, gdzie powinno przebywać 60 osób. Nas tam wcisnęli w 125 osób, po trzech dniach wszyscy zaczęli kaszleć. W tym momencie większość kaszle krwią. Karty leczenia dopiero teraz nam główny medyk rozdał. Nie wpisał rozpoznania, nic" - opowiada jeden ze zmobilizowanych. Dodaje, że gdy prosili o pomoc, ich dowódca przed nimi uciekł. "Nazywa się porucznik Batiskij Igor Iwanowicz. Wysyłają nas na badania, ale samy mamy za nie płacić. Do miasta każą iść, żebyśmy szukali sami, gdzie jest szpital. To jest niedopuszczalne. Do sztabu nas już nie wpuszczają" - kończy.
Poborowi w Rosji. "Żyją kilkanaście dni od momentu mobilizacji"
Tymczasem ukraiński projekt InformNapalm przeanalizował dostępne dane dotyczące śmierci na froncie Rosjan zmobilizowanych po 21 września, czyli po ogłoszeniu przez Putina poboru. "Wszyscy zabici byli powołani jeszcze w pierwszym tygodniu mobilizacji we wrześniu, a pierwsze informacje o zabitych pojawiły się 4 października. Średnio mobik [zmobilizowany - przyp. red.] trafia na Ukrainę w ciągu siedmiu dni. Zdarzały się i przypadki ekspresowe, gdy mobik trafiał na Ukrainę na trzeci dzień po mobilizacji. Po dwunastu dniach od mobilizacji mobik ginie w Ukrainie. Na froncie spędza ok. czterech dni" - piszą wolontariusze z InformNapalm.