Anonimowe doniesienia europejskich agencji wywiadowczych mówią, że specjaliści, których ściągnął do Rosji Putin, byli odpowiedzialni za produkowanie bomb beczkowych wykorzystywanych w czasie wojny domowej w Syrii. Dziennikarze "The Guardian", którzy ujawnili te informacje, spekulują, że to właśnie ich wizyta w Rosji mogła być powodem, dla którego państwa zachodnie nie tak dawno ostrzegały, że Rosjanie zaangażowali Syryjczyków do przygotowania broni chemicznej i użycia jej w wojnie z Ukrainą. Bomby beczkowe, które teraz, zgodnie z ustaleniami wywiadu, mają być przygotowywane na terenie Rosji, służyły do krwawego tłumienia antyrządowego oporu w Syrii. Są wyjątkowo brutalną bronią. To metalowe pojemniki wypełnione materiałami wybuchowymi i odłamkami, zrzucane z helikoptera. Reżim Baszara al-Assada był również oskarżany o napełnianie beczek chlorem i zrzucanie ich na na opozycyjne miasta, powodując setki ofiar śmiertelnych i wywołując powszechny strach - podaje PAP. Czy podobne bomby zaczną wkrótce spadać na Ukrainę?
CZYTAJ TAKŻE: Zamkną Putina w sanatorium? "Tylko tak uniknie zamachu. Już stamtąd nie wróci". Padła data!
Przedstawiciele wywiadu nie są w stanie podać jednoznacznej odpowiedzi. Zwracają jednak uwagę, że ukraińskie siły zbrojne dysponują obroną powietrzną i sprzętem do śledzenia samolotów, w związku z czym mogą namierzyć i zestrzelić rosyjskie samoloty, zanim zrzucą tego typu bomby. Jednocześnie donoszą, że w Syrii istnieją cztery ośrodki, które rekrutują najemników do walki po stronie Rosji. Kreml każdemu ochotnikowi obiecuje pensje w wysokości od 1,5 do 4 tys. dolarów (od 6,5 do 17 tys. zł), co stanowi 20-krotność kwot, jakie byliby w stanie zarobić w Syrii. Jak dotąd Rosja pozyskała od 800 do 1000 syryjskich żołnierzy.
CZYTAJ TAKŻE: Władimir Putin umiera?! Bełkocze i ma mdłości. To nagranie mówi wszystko!