Ukraina przekonuje, że Rosja użyła pocisku międzykontynentalnego. Amerykanie uważają, że był to pocisk średniego zasięgu
Rosja od paru dni coraz ostrzej grozi Zachodowi po tym, jak Joe Biden zezwolił Ukrainie na atakowanie terenów w Rosji amerykańskimi pociskami dalekiego zasięgu. Potem taką zgodę wydała także Wielka Brytania. Ukraina szybko zaczęła wykorzystywać nowe możliwości uderzając m.in. na obwód briański, a Putin pogroził możliwością ataków na cele militarne tych państw, które przychyliły się do próśb Kijowa. Doszło też do pokazowego ataku mającego być odpowiedzią na krok Bidena. W stronę Dniepra w południowo-wschodniej części Ukrainy wystrzelono nowego typu, eksperymentalny pocisk balistyczny. Jaki? 21 listopada Siły Powietrzne Ukrainy, a potem prezydent Wołodymyr Zełenski podali informację o użyciu pocisku międzykontynentalnego. Potem jednak pojawiły się inne doniesienia. Amerykańscy urzędnicy cytowani przez agencję Reutera i dziennik "New York Times" dementują doniesienia Zełenskiego. Według tych źródeł był to pocisk średniego zasięgu, choć faktycznie nowego typu.
Jak zaczął się obecny kryzys związany z wojną na Ukrainie? Chodzi o decyzję Bidena w sprawie amerykańskiej broni
Zaczęło się od niespodziewanej decyzji Joe Bidena, który parę dni temu zgodził się, by Ukraina używała amerykańskich pocisków dalekiego zasięgu do ataków przeprowadzanych w głębi Rosji. Pierwsze takie ataki zostały już przeprowadzone. Tymczasem wcześniej Władimir Putin mówił, że podjęcie takiej decyzji oznaczałoby, iż NATO są w stanie wojny z Rosją. Na decyzję Bidena zareagował podpisaniem nowelizacji doktryny nuklearnej Rosji, dając sobie prawo do użycia broni jądrowej nawet w przypadku konwencjonalnego, a nie jądrowego ataku na Federację Rosyjską. W nowych zapisach prawnych dotyczących rosyjskiej broni jądrowej jest również mowa o tym, że każda agresja na Rosję ze strony państwa będącego członkiem danego sojuszu wojskowego zostanie uznana przez Moskwę za agresję na nią ze strony całej koalicji.