Połamane płyty, ślady po pociskach na grobach polskich oficerów zamordowanych przez NKWD, leje po bombach. Tak wygląda dziś Cmentarz Ofiar Totalitaryzmu w Charkowie-Piatichatkach. Nazywany jest czasami polskim cmentarzem w Charkowie, ponieważ stał się miejscem spoczynku oficerów Wojska Polskiego rozstrzelanych w Katyniu w 1940 roku, a także ofiar czystek stalinowskich z lat trzydziestych - w sumie 4,3 tysiąca Polaków. Spoczywa tam także około 2 tysięcy Ukraińców, Rosjan i Żydów, także ofiar NKWD. Cmentarz powstał w latach 1999-2000. Aż trudno uwierzyć w to, co się tam stało w środę 23 marca, ale dla armii Władimira Putina nie ma żadnych świętości. Tak ważne dla Polaków miejsce spoczynku tysięcy oficerów zamordowanych w Katyniu zostało trafione bombą kasetową. W dodatku wszystko wskazuje na to, że nie był to przypadek.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Pożary lasów w Czarnobylu! Jakie jest zagrożenie?
PRZECZYTAJ TAKŻE: Ogromne straty Rosjan! "Zniszczone cztery armie spośród dziesięciu"
"Wydaje mi się, że to absolutnie nie był przypadek, poza terenem memoriału nie ma żadnych zniszczeń, a to duża przestrzeń i ewidentnie widać, że ktoś celował w jej środek" - powiedział obecny na miejscu reporter PAP Andrzej Lange. "Szacunek dla zmarłych jest miarą naszego człowieczeństwa i leży u podstaw naszej cywilizacji. Zbombardowanie cmentarza ofiar NKWD, ofiar zbrodni katyńskiej, w Charkowie-Piatichatkach to kolejny zbrodniczy czyn, który stawia Rosję poza nawiasem cywilizowanego świata" - tak zniszczenie cmentarza w Charkowie skomentował na Twitterze minister kultury Piotr Gliński.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Czterolatek zaginął uciekając przed wojną! Babcia zginęła, Sasza zniknął
PRZECZYTAJ TAKŻE: Rzecznik Putina mówi, czy Rosja użyje broni atomowej. Tajemnicze słowa