Ubłocone, zniszczone, nadpalone, cuchnące paliwem lotniczej. Patrząc na zdjęcia szczątków Tu-154 M i wiedząc o tym w jakim stanie były ciała ofiar nie dziwi wcale stan dokumentów znalezionych we wraku maszyny na miejscu katastrofy.
Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) przekazał wczoraj Edmundowi Klichowi, akredytowanemu w Moskwie szefowi Komisji Badania Wypadków Lotniczych zaklejone i zapieczętowane pudła z materiałami, które były na pokładzie samolotu.
Dziennikarze zobaczyli tylko kilka stron dokumentów, reszta pozostawała w ośmiu kartonach. Nie otwierano ich właśnie ze względu na stan materiałów. Są bardzo zniszczone, a muszą je jeszcze zbadać specjaliści z Polski.
Oleg Jermołow, wiceszef MAK powiedział, że zapach dokumentów przesiąkniętym paliwem lotniczym był tak intensywny, że Rosjanie musieli robić przerwy w czasie ich analizy.
Co jest w pudłach, które stoją teraz ambasadzie RP w Moskwie i lada dzień zostaną przesłane do Polski gdzie oceni je komisja kierowana przez ministra MSWiA Jerzego Millera? Wśród 251 dokumentów. Liczących w sumie 10 tys. stron są różnego rodzaju instrukcje oraz opisy działań urządzeń znajdujących się w samolocie, m.in. dokumenty nawigacyjne, tablice i wykazy.
Brakuje natomiast książki serwisowej tupolewa gdzie odnotowano wszystkie remonty i usterki samolotu. Ostatni zapis pochodzi z 8 kwietnia kiedy to maszyna zderzyła się z ptakiem podczas powrotu z Pragi.
Książkę serwisową badają jeszcze specjaliści z MAK.