12-letni Sasza porwany przez Rosjan i szykowany do adopcji. Uciekł ludziom Putina dzięki babci
Porywają dzieci, mówią im, że rodzice już ich nie chcą i umieszczają je w domu dziecka, a potem szykują swoje ofiary do adopcji przez rosyjskie rodziny i wychowania na Rosjanina. Podczas wojny na Ukrainie ludzie Władimira Putina robią rzeczy, które znamy z opowieści o czasach hitlerowskich, kiedy dzieci podstępnie odbierano rodzinom i wychowywano na Niemców. Według ukraińskich władz Rosjanie porwali na Ukrainie już 150 tysięcy dzieci. Wiele z nich wywieziono z kompletnie zniszczonego Mariupola. Jednym z takich dzieci był 12-letni Sasza, który teraz opowiedział swoją historię we Lwowie Polskiej Agencji Prasowej, podczas konferencji "Zjednoczeni dla sprawiedliwości". Jemu cudem udało się uciec ludziom Putina dzięki swojemu sprytowi, szczęśliwemu trafowi i bohaterskiej babci.
Rosjanie mówili 12-latkowi, że mama już go nie chce. Dziecko szuka jej do dziś
Jak opowiada PAP-owi Sasza, wraz z mamą trafił do obozu rosyjskiego po tym, jak schronili się w zakładach metalurgicznych w Mariupolu. Tam wojskowi lekarze opatrzyli rannego w rosyjskim bombardowaniu chłopca. Matka z Saszą byli w zakładach, dopóki nie został on przejęty przez rosyjskie wojsko. Wtedy wywieziono ich ciężarówką pod Nowoazowsk i rozdzielono. Jak opowiada 12-latek, usłyszał, że mama już go nie chce i że zostanie adoptowany przez rosyjską rodzinę. Trafił do Doniecka. Tam cudem zdobył telefon i zadzwonił do babci, kryjąc się w toalecie. Kobieta odważnie pojechała po wnuka do Doniecka i udało jej się go stamtąd wywieźć. Trwają poszukiwania matki Saszy, której dziecko nie widziało od roku.