O tym, że rosyjscy żołnierze, którzy walczą w Ukrainie dezerterują, poddają się, robią sobie krzywdę, by wracać do domu, słyszy się niemal od początku wojny. Te informacje docierają do Rosji, właśnie dlatego armia Putina ma takie trudności z werbowaniem kolejnych "ochotników". Służba Bezpieczeństwa Ukrainy informuje o nowym sposobie, jaki strona rosyjska znalazła na to, by mobilizować ludzi do walki. We wtorek, 14 czerwca, przedstawiciele SBU opublikowali na Facebooku nagranie z przesłuchania jednego ze schwytanych Rosjan, który okazał się być nie żołnierzem, a pracownikiem fizycznym.
"Złote rączki" z kałachami
Jak relacjonuje "Ukraińska Prawda", okupanci oferują dobre pensje za pracę przy "odbudowie" zajętych terytoriów we wschodniej Ukrainie. Wśród zadań mają być rozbiórki ruin budynków zniszczonych przez armię rosyjską, czy pomoc przy załadunku pomocy humanitarnej. Po paru dniach "złote rączki" są wywożone na front. Szczegóły w dalszej części tekstu.
CZYTAJ TAKŻE: Putin wydał okrutny rozkaz. Rosja ma deadlajn na zdobycie Donbasu. Data nie jest przypadkowa
Za odmowę śmierć
Schwytany przez Ukraińców Rosjanin opowiada, jak to wygląda w praktyce. Zaznacza, że zgłosił się do fizycznej pracy na 2 miesiące, z powodu problemów finansowych. Przez pierwszy tydzień pomagał oczyszczać teren zbombardowanej szkoły. Potem wraz z kolegami został wysłany, by walczyć w szeregach armii samozwańczej Ługańskiej Republiki Ludowej. Wszystkich była ponad setka, z tego - jak mówi jeniec - 82 osoby odmówiły wykonania rozkazu. Prawdopodobnie czeka ich rozstrzelanie.
Jak mięso armatnie
"Ci, którzy wykonali rozkaz [było ich 32 - przyp. red.], nie radzili sobie dobrze. Z tych 32 osób: 7 dostało się do niewoli, 6 wróciło, pozostali zginęli. Ja sam zostałem ranny" - relacjonował. Dodał, że wybór jest niewielki: albo zostać "mięsem armatnim", albo zginąć.
CZYTAJ TAKŻE: Aktorka z Rosji udawała Ukrainkę uciekającą przed wojną. Chciała balować na urodzinach milionera
ZOBACZ GALERIĘ Z UKRAINY. KLIKNIJ W ZDJĘCIE PONIŻEJ!