Gdy 21 września Władimir Putin ogłosił mobilizację, oficjalnie mówiło się, że do poboru pójdzie 300 tys. osób, nieoficjalnie, że nawet 1,2 mln. Nie ma dokładnych i potwierdzonych danych na temat skali mobilizacji jak dotąd, jednak szacuje się, że w kamasze trafiło już około pół miliona mężczyzn. Wygląda na to, że to wciąż nie koniec. Mimo że mobilizacja miała trwać miesiąc, a Putin ogłosił niedawno, że to już jej koniec, to wciąż nie podpisał stosownego dekretu. Dodatkowo, jak w czwartek, 3 listopada na Telegramie poinformował niezależny kanał Możem Objasnit', "niektórzy rosyjscy mężczyźni zmobilizowani na wojnę z Ukrainą otrzymują wezwania do wojska z terminem w marcu 2023 roku".
Mobilizacja w Rosji. Wszystko, tylko nie na front
Tymczasem od samego początku Rosjanie nie mieli ochoty jechać na wojnę Putina. Wielu uciekło z kraju, inni koczują w lasach, jeszcze inni od pójścia na front wolą zrobić sobie krzywdę albo iść do więzienia. Ci, którym nie udało się uniknąć poboru, opowiadają o strasznych warunkach, w jakich są szkoleni i o koszmarze tego, co widzą, gdy zostają wywiezieni do walki. Okazuje się, że niektórzy, aby przetrwać na polu bitwy, udają... martwych. "Nowaja Gazieta Europa" rozmawiała z żonami kilku żołnierzy, którzy trafili do moskiewskiego 423. pułku strzelców zmotoryzowanych pod koniec września. Fragmenty wywiadów cytuje "Daily Beast".
Rosyjscy żołnierze jadą na front bez przeszkolenia. "Dowódcę rozerwało na strzępy"
Szkolenie ich mężów podobno polegało na robieniu okopów w lasach i... to tyle. Dwa tygodnie później byli już na wojnie. Kompania męża jednej z rozmówczyń podobno była ostrzeliwana przez artylerię przez 12 godzin, podczas których jeden z dowódców został "rozerwany na strzępy". Ci poborowi, którzy ocaleli, uciekli z frontu i teraz ukrywają się w pustostanie. "Ich karty bankowe są zablokowane, są bez środków do życia, bez pieniędzy, bez jedzenia, bez wody" - mówi kobieta.
Mobilizacja w Rosji. Zamiast ćwiczeń wojskowych kopanie rowów
Żona innego zmobilizowanego relacjonuje, że jej mąż wraz z inną kompanią został rzucony w miejsce, gdzie zaledwie kilka dni wcześniej zostało zabitych ponad 70 rosyjskich żołnierzy. Przedtem w ramach szkolenia bojowego wszyscy przez tydzień kopali rowy. Gdy już trafili na wojnę, bardzo szybko znaleźli się w pułapce, po paru dniach nie mieli już czym walczyć. Dlatego leżeli na polu walki i... udawali martwych. "Przez wiele godzin po prostu leżeli na ziemi i udawali, że nie żyją, z jednego prostego powodu: nie mieli już innej broni niż karabiny maszynowe. Nad nimi latały drony, a oni czekali, aż to wszystko się skończy". Potem zdezerterowali.