Kiedyś uznawane za drugą armię świata wojsko rosyjskie, teraz jest obiektem kpin. Wojna, jaką na Ukrainie rozpętał Putin obnażyła fatalny stan wojskowego sprzętu, nastawienia samej armii, a także sposobu, w jaki traktowani są poborowi. Niedawno pisaliśmy o zmobilizowanych, którzy w jednej z jednostek zostali upchnięci w 125 osób w 60-osobowym baraku, a po trzech dniach większość z nich kaszlała krwią. Informowaliśmy też o tym, że rosyjscy żołnierze na wojnę z Ukrainą dostają racje żywnościowe przeterminowane o kilka lat, a nowi rekruci, którzy do armii zostali zaciągnięci po 21 września, większość ekwipunku wojskowego muszą sobie organizować na własną rękę.
Mobilizacja w Rosji. Kamizelki kuloodporne ściągają ze zwłok
Teraz ciekawe informacje płyną z Krymu. "Rosyjscy żołnierze na Krymie otrzymują kamizelki kuloodporne ściągnięte z ciał zabitych kolegów. Dostają też zardzewiałe hełmy" - powiedziała w środę, 9 listopada, Tamiła Taszewa, lojalna wobec prezydenta Zełenskiego przedstawicielka okupowanego półwyspu. Według niej dzieje się tak, ponieważ Rosjanie "mają ogromne trudności z zapewnieniem bieżących potrzeb żołnierzy, głównie dotyczących odzieży dla poborowych i rezerwistów".
Wojna na Ukrainie. Mieszkańcy Krymu zmuszani do pracy
Taszewa przyznała też, że lokalna ludność jest zmuszana do pracy na rzecz armii Putina. "Pracownicy obozu wypoczynkowego dla dzieci Artek musieli podpisać oświadczenie, że przekażą swoje dzienne uposażenie na potrzeby rosyjskich wojsk. Jeśli ktoś się na to nie zgodził, został zwolniony z pracy. Z kolei w Sewastopolu jedna ze stacjonujących tam brygad sił zbrojnych zwróciła się z prośbą do kancelarii adwokackich, by zakupiły żołnierzom niezbędne wyposażenie" - cytuje ją PAP.