21 września Władimir Putin ogłosił w Rosji mobilizację, która zgodnie z oficjalnym komunikatem miała objąć 300 tys. osób. Nieoficjalnie natomiast mówi się, że zwerbowanych ma zostać nawet ponad milion mężczyzn. Od tamtej pory większość Rosjan robi niemal wszystko, by uniknąć poboru. Wielu z nich w pierwszych dniach po ogłoszeniu mobilizacji wyjechało z kraju, inni musieli czekać w kilkudziesięciogodzinnych kolejkach na granicach, jeszcze inni byli skłonni nawet zrobić krzywdę komuś lub sobie, byle tylko nie trafić na Ukrainę. Pisaliśmy o mężczyźnie, który podpalił się na dworcu w Riazaniu krzycząc "Ja nie chcę na front" oraz o innym, który zastrzelił komendanta w jednej z komisji wojskowych.
Rosjanin nie chce iść na wojnę. Mieszka w lesie
Adam Kalinin, którego imię i nazwisko ze względów bezpieczeństwa zostały zmienione, wybrał jeszcze inną drogę. Niezależny portal Mediazona przybliża jego historię. Młody człowiek już kilka miesięcy temu protestował przeciwko inwazji na Ukrainę, za co sporządzono wobec niego kilka protokołów. Gdy ogłoszono mobilizację od razu zdecydował, że nie chce iść na wojnę, ani opuszczać kraju. W zamian zamieszkał w lesie, gdzie przebywa do tej pory. Programista dobrze się do tego przygotował: kupił niezbędny sprzęt i zrobił zapasy jedzenia, które trzyma teraz w specjalnie przygotowanym kontenerze na śmieci. Droga do niego zajmuje mu z jego obozu około godziny. "Traktuję te wyjścia jak wyprawy do sklepu" - mówi.
Uciekł przed mobilizacją do lasu: "Nikogo nie bronimy, tylko napadamy"
Adam używa dwóch namiotów: w jednym śpi, a w drugim pracuje. Nie ma zamiaru wracać, póki mobilizacja się nie skończy. Jego zdaniem poborowi mobilizowani do walki na Ukrainie przebywają w o wiele gorszych warunkach niż on. "Nikomu nie są potrzebni, trzeba samemu wszystko zdobywać, kupować. I nie wiadomo po co w ogóle tam jesteś. Niektórzy to tłumaczą np. długiem wobec ojczyzny. Ale ja nie widzę w tym żadnych plusów. Nikogo nie bronimy, oczywiście, tylko napadamy. To bardzo przykre" - komentuje.