W sobotę, 18 czerwca, został zablokowany tranzyt kolejowy stali i wyrobów z metali żelaznych między Kaliningradem a pozostałymi częściami Rosji przez Litwę. To skutek kolejnego pakietu sankcji, nałożonych na Rosję przez Zachód z powodu inwazji na Ukrainę. W poniedziałek, 20 czerwca, rosyjskie ministerstwo spraw zagranicznych kategorycznie zażądało, by Litwa z natychmiastowym skutkiem zniosła te "wrogie restrykcje" i zaczęło straszyć. Nikołaj Patruszew, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Rosji i człowiek Putina zapowiedział, że jeśli Litwa nie zareaguje na to żądanie, to Moskwa będzie zmuszona do "podjęcia działań w celu ochrony swoich interesów narodowych", które "będą miały znaczący negatywny wpływ na ludność Litwy".
Rosyjskie "półgłówki" zdolne do wszystkiego?
Litewski minister obrony odczytuje to jako jednoznaczną groźbę. Jak podaje agencja Associated Press, Arvydas Anusauskas ostrzegł w środę, 22 czerwca, przed niebezpieczeństwem rosyjskich prowokacji. Nie przebierał w słowach: "Kiedy masz siły wojskowe i rządzą nimi półgłówki – przepraszam za wyrażenie – możesz spodziewać się wszystkiego".
CZYTAJ TAKŻE: Nosił za Putinem walizkę nuklearną, teraz umiera. Wadim Zimin znaleziony w kałuży krwi
Rosja wywiera presję na UE
Tymczasem szef litewskiego MSZ, Gabrielius Landsbergis uważa, że "narracja Rosji jest po prostu częścią jej wojny z Zachodem, która polega na wyborze celu i próbie mobilizowania społeczeństwa". Ataku na Litwę nie obawia się z kolei premier Estonii Kaja Kallas, która uważa, że Rosja po prostu stara się wywierać presję na UE, aby złagodzić sankcje. "Rosja jest bardzo dobra w graniu na naszych obawach, abyśmy wycofali się z naszych decyzji" - mówiła w rozmowie z AP.
CZYTAJ TAKŻE: Rosjanie budują "Arkę Noego"! Przyjaciel Putina ostrzega: "Idzie wielka powódź"