Organizatorem letniego obozu był miejscowy zarząd parków. Specjaliści z tej instytucji mają wieloletnie doświadczenie w pracy z najmłodszymi. Kiedy licząca 70 dzieci grupa Michaela wybrała się na basen, było w nim już ponad 200 osób. Pieczę nad wszystkimi kąpiącymi się sprawowało 10 opiekunów i ratownicy. Ale wystarczyła chwila nieuwagi...
Michael nagle zachłysnął się wodą. Było to w płytkiej części basenu. Z daleka trudno było stwierdzić, czy to zabawa, czy początek tragedii. O tym, że dzieje się coś strasznego, zaalarmowali przeraźliwym krzykiem koledzy chłopca.
Wtedy ratownicy nie mogli mieć wątpliwości i szybko interweniowali. Wyciągnęli 6-latka z wody. Podjęli reanimację. Wezwany ambulans już jechał na ratunek.
Chociaż dziecko nie oddychało, miało wyczuwalny puls. Kolejne próby uratowania mu życia podjęto w szpitalu. Niestety, w końcu lekarze musieli zakomunikować zdruzgotanym rodzicom: „Michael nie żyje”.
Pogrzeb chłopca odbędzie się w środę. Tymczasem policja nie może tak po prostu zostawić sprawy... Administracja obiektu rekreacyjnego w Bridgeview twierdzi, że podobnej tragedii nie było tam od kilkudziesięciu lat. Na kilka dni basen zamknięto. Funkcjonariusze wpatrują się w filmy z monitoringu, klatka po klatce. Muszą sprawdzić, czy ofiarę można było ocalić i czy nie doszło do zaniedbań.
MJR, LECH foto arch.