O sprawie poinformował w niedzielę, 24 kwietnia, portal "Suspilne". Czteroletni Mychajło i jego starszy brat Jason [portal nie podaje wieku chłopca - red.] spędzili samotnie tydzień w swoim domu w Rubiżnem, w obwodzie ługańskim, w którym w tej chwili ostrzał prowadzony przez Rosjan już praktycznie nie ustaje. Mama chłopców przed tygodniem wyszła z domu do miasta, ale dotąd nie wróciła, nie ma z nią kontaktu. Chłopcy samodzielnie przygotowywali sobie posiłki z tego, co przynieśli im sąsiedzi. Chcieli też wypełnić zadanie, jakie przed wyjściem zostawiła im mama: nie zostawiać domu na pastwę losu. Nie chcieli go opuścić nawet wtedy, gdy z pomocą przyszli im ukraińscy żołnierze. "Wyszedłem, patrzę - trzech wojskowych. Mówią: sam jesteś? Mówię, że nie, jestem z młodszym bratem. Ile ma lat? Cztery. Mówią: chodźcie, lepiej was wywieziemy, bo tu jest niebezpiecznie. Uderzy w dom, zawali się, nikt was nie wyciągnie" - opowiadał starszy z chłopców.
CZYTAJ TAKŻE: Szef ukraińskiego wywiadu MIAŻDŻY taktykę Rosjan. "Dziwi mnie, jak są nieudolni"!
Jason powiedział im, że ani on, ani jego brat się stąd nie ruszą, bo "mama kazała nie zostawiać domu". "Lepiej zadbam o brata i o swoje życie" - powiedział im chłopiec. Mimo wszystko braci ewakuowano do szpitala w Siewierodoniecku, a stamtąd do rodziny w Połtawie. Nie wiadomo, co się stało z ich mamą.
CZYTAJ TAKŻE: Rosjanie "czyszczą" ruiny zbombardowanego teatru w Mariupolu. Ciała wywożą traktorami