Na wieść o śmierci Kim Dzong Ila i objęciu władzy przez jego syna, Chiny i Korea Południowa zostały postawione w stan pogotowia. Państwa błyskawicznie rozpoczęły umacnianie swoich granic i podjęły konsultacje z rządem USA. Doradcy prezydenta Baracka Obamu na bieżąco informują go sytuacji w Korei Północnej.
Rządy Kim Dzon Una budzą niepokój nie tylko USA czy Japonii, ale nawet otoczenia Kim Dzong Ila. Bliscy współpracownicy zmarłego dyktatora obawiają się, że teraz po śmierci Kim Dzon Una kraj pogrąży się w chaosie. Uważają, że potomek przywódcy jest za mało popularny, a na dodatek nie cieszy się sympatią generałów.
Reżimowa agencja prasowa nawołuje, by "wszyscy członkowie partii, armii oraz społeczeństwa wiernie podporządkowali się autorytetowi towarzysza Kim Dzong Una oraz chronili i umacniali zjednoczony front partii, armii i ludu".
Ani USA, ani Japonia czy Korea Południowa nie są tak na prawdę zainteresowane tym, by nowy władca wprowadził w państwie znaczące zmiany. O wiele wygodniejsze byłoby dla nich utrzymianie dotychczasowego status quo.