- To było straszne. Jednym słowem szok. Wielki lew jednym skokiem przez szybę znalazł się w autokarze, tylko tylne łapy zostały na zewnątrz. Nie mógł się wdrapać, gdyby mu się udało, w środku doszłoby do masakry - relacjonuje przerażony pasażer autobusu, Stephan Diesenberger. Do zdarzenia doszło w parku safari Serengeti w Hodenhagen. Autokar z turystami jechał parkiem safari, kiedy zupełnie niespodziewanie do pojazdu wskoczył wygłodniały lew. Zwierzę próbowało dostać się do środka, jednak ostatecznie zawisło na bocznej ścianie autobusu.
Mimo że groźny drapieżnik nie zdołał nikogo zranić, w incydencie ucierpiało dwoje dzieci i matka. Rodzinę zraniły odłamki szyby, którą zbił lew. Kierowca feralnego autobusu był w szoku. - Podbiegliśmy do kierowcy, krzycząc: jedź, jedź! On początkowo nie rozumiał, ale w końcu ruszył - dodaje z przerażeniem w oczach Diesenberger.
Napawająca trwogą sytuacja stała się dla niektórych... obiektem żartów! - Poczuliśmy się bezpiecznie dopiero, gdy inny autokar podjechał i zasłonił zbitą szybę. Zmienili nam kierowcę, on początkowo żartował z całej sytuacji, ale ludzie płakali i kazali mu przestać - dodaje zszokowany turysta.
Pomimo niebezpiecznego incydentu, safari nie zostało zamknięte. - Lew został oddzielony od innych. Będziemy go obserwować. Sprawdzamy też, czy zwierzę nie zostało sprowokowane do ataku błyskiem flesza lub wskaźnika laserowego. Podwoiliśmy liczbę strażników oraz zainstalowaliśmy dodatkowe kamery - zapewnił na antenie RTL.de Fabrizio Sepe, dyrektor parku safari w Hodenhagen.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail