Pilot rozbił samolot o budynek. Prawie nic mu się nie stało! Z dachu wystawał tylko kawałek roztrzaskanego wraku maszyny
To już kolejna niewiarygodna katastrofa lotnicza, do której doszło w ostatnich dniach w Kalifornii. Znowu można mówić o prawdziwym szczęściu w nieszczęściu! Wypadek wydarzył się w poniedziałek, 10 lipca w Long Beach. Na tamtejszym lotnisku szkolony pilot trenował lądowania i starty samolotu w niewielkiej Cessnie. Niestety, w pewnym momencie coś poszło zdecydowanie nie tak. Zamiast wzbić się w górę, samolot runął w dół. W dodatku w taki sposób, że wbił się w dach lotniczego hangaru! Kiedy na miejsce przyjechały wozy strażackie na sygnale, okazało się, że z roztrzaskanego dachu budynku wystaje tylko kawałek wraku. Strażacy dotarli do pilota i nie mogli uwierzyć własnym oczom. Niemal nic mu się nie stało, mimo rozbicia samolotu i roztrzaskania hangaru mężczyzna miał tylko niewielkie obrażenia. Został wydostany z maszyny i zabrany do szpitala. Przyczyny wypadku bada specjalna komisja.
Kolejny dramatyczny wypadek lotniczy w rejonie Los Angeles. Znowu rozbita Cessna 172
Inny wypadek lotniczy miał miejsce również w rejonie Los Angeles, rozbiła się również Cessna 172. Jared Newman (+39 l.) z miejscowości Temencula leciał małą Cessną 172 z trzema kilkuletnimi synami: Connorem, Calebem i Elijahem. Jared nie był doświadczonym pilotem, swój certyfikat odebrał zaledwie dwa tygodnie wcześniej. W pewnym momencie z niewyjaśnionych jeszcze przyczyn mężczyzna zdał sobie sprawę, że za chwilę samolot spadnie na ziemię. W jednej chwili 39-latek podjął bohaterską decyzję. Skierował maszynę w taki sposób, by to dzieci miały szansę na przeżycie. Cessna uderzyła o ziemię pod Los Angeles. Ojciec zginął na miejscu, dzieci przeżyły i trafiły ranne do szpitala w San Diego.