Pochodząca z Salwadoru kobieta jest pierwszą nieudokumentowaną imigrantką, która zgłosiła się po azyl do religijnej instytucji w rejonie Waszyngtonu. Jak donosi Associated Press, kobieta ma nadzieję, że uda jej się dokonać formalności urzędowych i zostać na stałe w Stanach razem ze swoimi dziećmi, które urodziły się w USA i są amerykańskimi obywatelami. – Czuję się tutaj bezpiecznie, bo wiem, że ICE nie może tu wejść. To sanktuarium, które respektują – mówi Gutierrez, która schroniła się na terenie parafii Cedar Lane Unitarian Universalist Church w Bethesdzie w Maryland, na przedmieściach Waszyngtonu. Rosa Gutierrez Lopez przybyła do Stanów w 2005 roku. Do granicy w Teksasie dotarła po 72 dniach pieszej przeprawy. Podczas nielegalnego wkraczania do USA została zatrzymana. Wypuszczono ją z nakazem stawienia się przed sędzią imigracyjnym. Nie stawiła się i rok później otrzymała zaocznie nakaz deportacji. Ale czasy były wtedy inne i władze tak nie ścigały. Kobieta osiadła we Fredericksburg, w stanie Virginia, gdzie pracowała i doczekała się trójki dzieci. W 2014 roku władze imigracyjne sobie o niej przypomniały. ICE zaczęło jej szukać. Wraz z prawnikiem zgłosiła się do urzędu, by dowiedzieć się więcej w swojej sprawie. Zadecydowano, że ma regularnie stawiać się na rutynowe przesłuchania. Jednak w 2017 roku wszystko zmieniło się dramatycznie. Podczas jednej z wyznaczonych wizyt ICE założyło jej na nogę elektroniczną bransoletkę i nakazano jej opuszczenie Stanów 10 grudnia. Imigrantka tego nie zrobiła, schroniła się w kościele. Teraz z pomagającymi jej adwokatami będzie starała się uzyskać azyl humanitarny. Święta spędzi w kościelnych murach.
Schroniła się przed ICE 9 mil od Białego Domu
Kiedy Immigration and Customs Enforcement (ICE) nakazał deportację przebywającej nielegalnie w Stanach Rosie Gutierrez Lopez (40 l.), kobieta nie dostosowała się do polecenia. Zamiast tego schroniła się w kościele na przedmieściach Waszyngtonu. Zaledwie dziewięć mil od Białego Domu.