Operator dźwigu uratował mężczyznę z płonącego budynku. W ostatniej chwili robotnik wskoczył do gondoli i uniknął spłonięcia żywcem
Ten operator dźwigu został okrzyknięty bohaterem, jest dziś zapraszany do telewizji i poznał go cały świat. Słusznie, bo to dzięki jego pomysłowości i zimnej krwi udało się uratować człowieka przed spłonięciem żywcem. Do dramatycznych wydarzeń doszło parę dni temu w brytyjskim mieście Reading. W pobliżu stacji kolejowej trwa budowa kompleksu budynków biurowych. Nagle w jednym ze wznoszonych wieżowców wybuchł gwałtowny pożar. Wiał silny wiatr, płomienie rozprzestrzeniały się błyskawicznie. Tymczasem na ostatniej, ósmej kondygnacji powstającego budynku znajdował się robotnik! Mężczyzna machał rozpaczliwie do ludzi na dole i na szczęście ktoś go zobaczył. Jak opowiadał potem w programie śniadaniowym GB operator dźwigu, ktoś pokazał mu uwięzionego wśród zbliżających się do niego płomieni robotnika. Operator postanowił działać.
"Kiedy tylko wróci, spotkam się z nim. Musi mnie zabrać na drugą stronę ulicy na drinka”
„Właściwie to wtedy betonowałem, miałem założony pomost betonowy. Byłem więc obok i wtedy ktoś na ziemi powiedział, że wybuchł pożar i włączył się alarm przeciwpożarowy. Pracowałem w dźwigu" - opowiadał 65-letni Glen Edwards w telewizji. „Musiałem zdjąć betoniarkę, podnosiłem się i wtedy ktoś krzyknął: „ktoś jest na ósmym poziomie”, czyli na tym poziomie, na którym był ten facet. Przestałem się podnosić, byłem około 20 metrów nad ziemią. Kiedy się obróciłem, zobaczyłem faceta za moim lewym oknem – machał płaszczem. Kołyska kołysała się do tyłu i do przodu, łapiąc wiatr" - opowiada operator. Udało mu się tak ustawić ramię dźwigu z kołyską, czyli specjalną gondolą w taki sposób, że robotnikowi udało się ją otworzyć i wskoczyć do środka. Mężczyzna dosłownie w ostatniej chwili uciekł przed pożarem. Nie stało mu się nic poważnego, trafił do szpitala z powodu zatrucia dymem. Jak wyznaje operator w telewizyjnym wywiadzie, nie znał osobiście uratowanego przez siebie mężczyzny. „Oczywiście ma teraz na pewno lekką traumę, ale kiedy tylko wróci, spotkam się z nim. Musi mnie zabrać na drugą stronę ulicy na drinka” – powiedział skromnie Glen Edwards.