Robert Vanderhorst z Kalifornii podróżował z żoną Joan i synem Bede. Wracali do domu z Newark do Los Angeles lotem American Airlines.
Robert poprosił, by syn mógł siedzieć razem z jednym z rodziców i prośbę tę spełniono przydzielając rodzinie odpowiednie numery miejsc. Kiedy wszyscy mieli już wchodzić do samolotu poinformowano ich, że Bede nie poleci, bo stwarza zagrożenie dla bezpieczeństwa lotu.
Jak poinformował Matt Miller, rzecznik American Airlines, chłopiec był bardzo podekscytowany, kręcił się i biegał wokół punktu kontroli przed wejściem. Pilot go obserwował i podjął na tej podstawie decyzję, by nie wpuszczać rodziny do samolotu. Rodzice byli tym oburzeni i mocno protestowali. Na nic się to jednak nie zdało, bo pilot nie zmienił decyzji.
Vanderhorstowie mieli lecieć pierwszą klasą, tuż za kabiną pilota. Przebukowano ich na inną linię ma klasę ekonomiczną i dolecieli wreszcie do domu, ale poczuli się upokorzeni i pokrzywdzeni. Robert twierdzi, że jego syn nie biegał i nie jest dla nikogo żadnym zagrożeniem. – Z naszej perspektywy wyglądało to inaczej. Chłopiec nie był w stanie spokojnie wytrwać lotu i nie był do tego przygotowany – powiedział Miller.
Nagranie na wideo z poczekalni nie potwierdza agresywnego zachowania chłopca. Widać jedynie, jak siedzi spokojnie z matką i bawi się czapką. Zdaniem tych, którzy go znają, Bede jest bardzo miłym i grzecznym chłopcem i nie sprawia kłopotów. – W samolocie mój syn lubi coś zjeść i zasypia, tak jak większość ludzi. Kapitan bardzo źle i krzywdząco go ocenił. Po prostu nie chciał go na pokładzie pierwszej klasy – mówił Robert. Możliwe, że kapitan był przerażony wyglądem chłopca, bo przy wzroście zaledwie 150 cm waży prawie 80 kg. – Linie nie potrafiły poradzić sobie z człowiekiem, który jest trochę inny niż wszyscy – powiedział ojciec. W drugim samolocie rodzinę posadzono na samym końcu, wokół nich były dwa puste rzędy. Miller obiecał rodzinie, że dostaną zwrot za bilet pierwszej klasy.