Ronald Chambers (+55 l.) trafił za kraty po zabójstwie studenta. Miał 21 lat. Usłyszał od sądu w Teksasie (USA) najwyższy możliwy wyrok - śmierć.
Jednak nie pogodził się z tym i zaczął wodzić za nos wymiar sprawiedliwości. Tu apelacja, tam wytknięcie błędu formalnego i... tak zeszło 35 lat.
Patrz też: Zabiłem 140 osób i nie żałuję...
W tym czasie aż 400 kolegów z więzienia zostało straconych. Ale nie Chambers. Morderca był jednak słabego zdrowia i źle znosił życie za kratami. Nie wywinął się śmierci. Więzienie oświadczyło, że zmarł z przyczyn naturalnych.