Zdaniem mieszkańców Greenpointu najgorzej jest na bocznych, mniej ruchliwych ulicach oraz w części przemysłowej.
- Przecież tutaj też chodzą ludzie! W okolicy otwierają się nowe sklepy, galerie, restauracje czy bary. Każdy, kto idzie chodnikiem, zawsze ma coś do wyrzucenia. A tu nie ma po prostu gdzie, więc na chodniku leżą resztki jedzenia, butelki, puszki, papierosy... To tylko pożywienie dla szczurów - oburza się Danielle McGunagle, która mieszka w okolicach West Street i Franklin Street. Twierdzi, że na tych dwóch ulicach nie ma ani jednego śmietnika.
Ale nie tylko na bocznych ulicach brakuje koszy. Mieszkańcy Greenpointu zgodnie twierdzą, że nawet na tych głównych - jak Manhattan, Greenpoint czy Nassau Avenue - jest ich za mało. To powoduje, że te, które tam stoją, zapełniają się bardzo szybko i ludzie zaczynają rzucać wszystko na chodnik.- Od czasu, kiedy zaczęto budować tutaj nowe apartamentowce, Greenpoint zaczął się zmieniać. Ludzi jest coraz więcej, a koszy jak nie było, tak nie ma. Nie chcemy mieszkać w zaśmieconej dzielnicy. Może jak ktoś się przewróci na zaśmieconym chodniku i złamie nogę lub rękę, a następnie pozwie miasto o odszkodowanie, to ustawią więcej śmietników - mówi Alicja, która na Greenpoincie mieszka od ponad 20 lat. Na razie Department of Sanitation uważa, że w dzielnicy jest wystarczająca liczba koszy na śmieci i nie ma najmniejszej potrzeby ich dostawiać.