Marc Puich (22 l.) zginął, gdy jego samochód wpadł do Hudson River w Jersey City. Jak informuje NYPD, kierowca został wyciągnięty z kanału Morris około dwóch godzin po tym, jak odjechał z parkingu na na Liberty View Drive. Lekarze w szpitalu mogli już tylko potwierdzić jego śmierć. Dlaczego do niej doszło? Policja uznaje, że prawdopodobną wersją jest samobójstwo.
Jednak tragedia kompletnie zaskoczyła najbliższych ofiary. Przecież Marc Puich uchodził za szczęśliwego młodego człowieka! Z powodzeniem ukończył The State University of New Jersey. Obecnie szukał pracy, w czym pomagała mu rodzina. Krewni mężczyzny są w szoku i nie mogą pogodzić się z koszmarem, jaki ich spotkał.
- Mój syn był takim opiekuńczym młodym człowiekiem... Zawsze dbał o mnie - mówi Maria Puich, zrozpaczona matka. - Prosiłam go, aby był ostrożny, kiedy wybierał się na imprezę z przyjaciółmi. Wówczas nie przypuszczałam, że po raz ostatni widzę go żywego.
Według informacji policji Puich był jedyną osobą w samochodzie. Ale czy na pewno? W związku z tym, że jeden ze świadków stwierdził, iż w samochodzie mógł znajdować się ktoś jeszcze, funkcjonariusze przeszukują dokładnie miejsce gdzie wydobyto zwłoki mężczyzny.