Od jakiegoś czasu pasażerowie wsiadający do „elki” na Myrtle-Wyckoff już schodząc ze schodów muszą zatykać nosy, bo na stacji bardzo śmierdzi. - Generalnie czuje się jakby się było w szambie z odchodami albo w wielkim śmietniku, gdzie gniją śmieci lub też w jednym i drugim na jednocześnie. Są dni, że smród nie jest aż tak intensywny, ale są i takie, że po prostu nie da się wytrzymać – mówi jedna z pasażerek, która dojeżdża z Wyckoff-Myrtle na Manhattan. Dodaje, że z uwagi na te warunki zamiast schodzić na peron „elki” bierze metro M, które również zatrzymuje się na tej stacji, ale na peronie znajdującym się na powietrzu.
Skargi na śmierdzący problem zaczęły się jeszcze pod koniec zeszłego roku. W końcu przedstawiciele MTA przyznali teraz, że źródłem odoru jest wyciek z rury kanalizacyjnej. Dodali, że wspólnie z pracownikami Department of Environmental Protection pracują nad naprawieniem awarii i pozbyciem się smrodu. Byleby udało im się zanim zacznie się robić ciepło, bo wtedy już nikt nie wytrzyma na takiej śmierdzącej stacji.
Śmierdzący problem na stacji Myrtle-Wyckoff
Przedstawiciele Metropolitarnych Zakładów Komunikacyjnych (MTA) potwierdzili to, co setki pasażerów wiedziało, a właściwie czuło. Źródłem odoru na brooklyńskiej stacji metra L Myrtle-Wyckoff jest wyciek z pękniętej rury kanalizacyjnej.