Wątpliwości na temat przyczyn katastrofy nie miał Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK). W upublicznionym w styczniu tego roku raporcie jako winnych tragedii wskazano pilotów Tu-154M.
Najważniejsze ustalenia MAK:
- załoga zbyt późno rozpoczęła zniżanie po ścieżce schodzenia
- samolot zszedł do wysokości znacznie niższej od określonej przez kierownika lotów minimalnej wysokości odejścia na drugi krąg
Przeczytaj koniecznie: ROCZNICA KATASTROFY. Katastrofa Tu-154M i śledztwo krok po kroku. 10 kwietnia o 8.41 zatrzymał się czas
- prędkość zniżania była zbyt duża (300 km/h zamiast 265 km/h)
- ścieżka schodzenia była zbyt stroma (3 stopnie 10 minut zamiast 2 stopni 40 minut)
- brak należytej reakcji załogi przy włączaniu się systemu TAWS
- od pułapu 300 metrów odliczania wysokości dokonywał nawigator w oparciu o wskazania radiowysokościomierza - mylnie informowało to załogę o wysokości lotu w warunkach pofałdowanego terenu wokół lotniska
- warunki atmosferyczne w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r. nie spełniały wymogów lądowania, o czym załoga była informowana
- załoga nie podjęła w porę decyzji o odejściu na lotnisko zapasowe mimo, że przekazano jej informacje o faktycznych warunkach meteorologicznych na lotnisku
- załoga włączyła automat ciągu, choć lotnisko nie miało systemu ILS, naprowadzającego samoloty do lądowania według wskazań przyrządów
- do momentu zderzenia maszyny z ziemią w kabinie pilotów obecny był dowódca Sił Powietrznych RP gen. Andrzej Błasik, co wywierało presję psychologiczną na dowódcę samolotu. We krwi generała Błasika stwierdzono 0,6 promila alkoholu
- podobnie presję psychologiczną wywierała obecność w kabinie szefa protokołu dyplomatycznego MSZ Mariusza Kazany, który informował załogę o decyzjach prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wniosek o presji psychicznej, jakiej była poddana załoga samolotu, polscy i rosyjscy eksperci wysnuli na podstawie jej rozmów, bo na nagraniach z czarnych skrzynek nie ma zapisu żadnych poleceń prezydenta
- napięcie psychiczne wywoływało również długotrwałe omawianie pogody z Mariuszem Kazaną i załogą polskiego Jaka-40. Kapitan samolotu oczekiwał negatywnej reakcji "Głównego Pasażera" w przypadku nieudanego podejścia i odejścia na lotnisko zapasowe
- presja spowodowana była obecnością na pokładzie Tu-154M prezydenta, wysokich urzędników oraz celem lotu
- nie udało się ustalić, kogo dotyczyły słowa nawigatora, że „będzie wkurzony”, jeśli samolot nie wyląduje w Smoleńsku
- wystąpiły istotne braki w organizacji lotu dotyczące przygotowania załogi i wyboru dodatkowych lotnisk
- załoga nie miała odpowiedniego doświadczenia w pilotażu: dowódca samolotu miał ponad pięciomiesięczną przerwę w wykonywaniu podejść do lądowania Tu-154M w trudnych warunkach meteorologicznych, a nawigator stale latał jako drugi pilot Jaka-40
- strona polska nie wykonała lotów próbnych dla skontrolowania wyposażenia lotniska i zrezygnowała z rosyjskiego nawigatora naprowadzania (lidera)
- brak okresowych szkoleń na symulatorze, w tym w szczególnych warunkach
- uszkodzone elementy sygnalizacji świetlnej poza lotniskiem, jak i zachowanie rosyjskich kontrolerów lotu nie miało wpływu na przebieg zdarzeń
- samolot był sprawny, nie było wybuchu, silniki i inne elementy działały prawidłowo do końca
- w chwili katastrofy członkowie załogi siedzieli w swoich fotelach przypięci pasami
- wszystkie osoby na pokładzie Tu-154M zginęły na miejscu
- nawet jeśli udałoby się uniknąć zderzenia z brzozą, maszyna i tak spadłaby chwilę później na ziemię
- już wcześniej zdarzało się polskim załogom łamać przepisy lotów i polecenia w rejonie Smoleńska, m.in. na trzy dni przd katastrofą, 7 kwietnia 2010, gdy na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej leciał premier Donald Tusk. Przy podejściu do lądowania na lotnisku Siewiernyj polski tupolew samowolnie zniżył się wówczas z wyznaczonej wysokości 500 metrów na 300 metrów. Po interwencji kontrolera samolot wrócił na wysokość 500 metrów.