Smoleńskie hieny wypuszczone na wolność! Za pieniądze Andrzeja Przewoźnika pili w barach

2010-06-09 20:12

Siergiej Syrow, Artur Pankratow, Jurij Sankow, Igor Pustowar - to rosyjscy żołdacy, którzy zamiast pilnować miejsca katastrofy prezydenckiego samolotu, w sposób haniebny okradali ofiary. Za zrabowane pieniądze chlali potem w barach.

Zostali jednak zatrzymani i... wypuszczeni na wolność. Bo prokuratura w decyzji uznała, że ich rabunek nie zasługuje na natychmiastową karę, i nie wystąpiła o aresztowanie złodziei.

Rosyjscy żołdacy okradli Andrzeja Przewoźnika (47 l.), sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Na miejscu katastrofy zabrali z jego portfela dwie karty bankomatowe. Z konta Przewoźnika wybrali 60 345 rubli, czyli ok. 6 tys. zł.

- Przez kilka dni wydawali je w miejscowych barach na alkohol i jedzenie. Niczego więcej nie kupowali - podaje agencja ITAR-TASS.

Sprawę kradzieży nagłośniła w mediach wdowa po Przewoźniku Jolanta. Już szykował się międzynarodowy skandal. Jednak dziwnym trafem Rosjanie bardzo szybko wykryli sprawców. - Przyznali się do winy - poinformował wczoraj Władimir Markin, rzecznik komitetu śledczego przy Prokuraturze Generalnej. Są na razie na wolności, ale nie unikną kary. Co im grozi? - Grzywna, roboty przymusowe lub roboty poprawcze albo pozbawienie wolności do 5 lat - cytuje rosyjski kodeks karny poseł i znawca prawa międzynarodowego dr Karol Karski (46 l.). Wiele wskazuje, że sąd nie będzie łaskawy. Trzech złodziei to recydywiści. Byli karani m.in. za kradzież i fałszowanie pieniędzy.

Ale wiele wskazuje na to, że żołdacy obrabowali nie tylko zwłoki Andrzeja Przewoźnika. Przy czwórce łajdaków znaleziono bowiem aż cztery karty należące do Polaków. Prokurator Markin nie chciał powiedzieć, do kogo one należą.

- Nie mamy tej informacji - mówi nam prokurator Izabela Lewandowska z warszawskiej Prokuratury Okręgowej. Być może dwie kolejne karty były własnością, o czym pisaliśmy wcześniej, Aleksandry Natalli-Świat (51 l.). Na szczęście zostały szybko zablokowane przez jej męża.

Tymczasem pojawiają się kolejne fakty w sprawie katastrofy prezydenckiego tupolewa. Wbrew wcześniejszym plotkom ustalono, że gen. Andrzej Błasik (48 l.) na pewno nie siedział za sterami samolotu. Według najnowszych ustaleń rosyjskich śledczych w momencie katastrofy generał nie był przypięty pasami. Stał więc za plecami pilotów albo siedział na rozkładanym foteliku. Rosyjskie media podają też, że drugą nieuprawnioną osobą w kabinie tupolewa był jednak Mariusz Kazana (50 l.), szef protokołu dyplomatycznego MSZ.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają