„Nagle droga przede mną przestała istnieć!”, „To wyglądało jak apokaliptyczna scena z filmu!” - tak świadkowie tragedii w Genui i osoby cudem z niej ocalone opowiadają o tym, co stało się we wtorek o godzinie 11:30. Autostradą A10 przejeżdżało około 30 osobówek i 3 ciężarówki. Była burza. Nagle ludzie z niedowierzaniem zobaczyli, jak po uderzeniu piorunu pęka i wali się główny filar wiaduktu. Byli 45 metrów od ziemi. Nie było szans na ucieczkę. Potężny wiadukt runął w ciągu paru chwil jak domek z kart.
Pojazdy były miażdżone przez wielkie kawały betonu, inne roztrzaskiwały się o ziemię. Ci, przed których autami nagle otworzyła się przepaść, patrzyli 45 metrów w dół wiedząc, że oszukali przeznaczenie. Bilans ofiar rośnie. Potwierdzono śmierć 38 osób. Wśród nich znaleźli się Roberto Robbiano z żoną Ersilią Piccinino i synem Samuelem (+7 l.) z Campomorone pod Genuą. Rannych jest 16 osób. Jak mogło dojść do tego kataklizmu? Włoska prasa krzyczy: latami ignorowano ostrzeżenia o stanie mostu! Zarządcy autostrady lekceważyli liczne sygnały inżynierów o fatalnym stanie 50-letniej przestarzałej konstrukcji z betonu sprężonego. W końcu oszczędności doprowadziły do niewyobrażalnej tragedii.