Ta historia mogłaby się stać podwałem scenariusza filmu o przetrwaniu w dzikim, śnieżnym odludziu. Amerykanin Tyson Steel we wrześniu ubiegłego roku postanowił zamieszkać na śnieżnym pustkowiu w lasach Alaski. Założył obóz i żył w drewnianej chatce, którą sam zbudował. W promieniu wielu kilometrów nie było żywej duszy, a jego jedynym kompanem był wierny pies. Wszystko układało się po myśli pustelnika, aż do czasu kiedy w połowie grudnia w jego prowizorycznej chatce wybuchł pożar. Przyczyną najprawdopodobniej była iskra z przenośnego piecyka, którym się ogrzewał. Mężczyzna obudził się kiedy było już za późno, ale mimo wszystko starał się śniegiem ugasić pożar. Nic z tego. Chata i cały jego dobytek spłonęły, a co gorsza w pożarze zginął także jego ukochany i wierny pies.
Z pogorzeliska udało mu się wydostać jedynie puszki z jedzenie. Pierwsze die noce spędził w jamie w śniegu, gdzie było cieplej niż na zewnątrz. Potem postanowił skonstruować bardziej komfortowe schronienie. Najbliższe domy znajdywały się 30 kilometrów od jednostki osadniczej Skwentna. Próbował wydostać się z głuszy, ale uniemożliwiły to obfite opady śniegu. Spadło nawet 1,5 metra białego puchu! - Kilka dni zajęło mi przetarcie 400 metrowego szlaku – powiedział Steel. Jakby tego było mało to mężczyzna nie miał ze sobą mapy, ani nie znał terenu. Jedyne co mu pozostało to czekać na ratunek. Postanowił, że wydreptał w śniegu spory napis SOS. Zaniepokojona jego losem rodzina zaalarmowała służby poszukiwawczo-ratownicze.
W końcu po trzech tygodniach od pożaru, przelatujący nad lasem ratownicy dostrzegli napis oraz machającego do nich 30-latka. Przygoda życia nie zniechęciła go jednak do porzucenia wybranego przez niego stylu życia. Jak zapowiedział Steel pojedzie teraz do rodziny w Salt Lake City, a następnie znów wyruszy w dziki teren.
Ratownicy z Alaski opublikowali film z lotu ptaka, na którym widać uratowanego mężczyznę jak macha rekami. Pod nim natomiast zona jednego z ratowników napisała jak bardzo jest dumna z męża, który jest dla niej bohaterem. „Nawet dłuższe godziny pracy i szalony grafik tego nie zmieni!” - napisała. Odpowiedział jej ojciec uratowanego mężczyzny, który napisał „Twój mąż jest teraz jednym z bohaterów także i dla naszej rodziny. Dziękuję za uratowanie mojego syna!”.