Fritzl to najpilniej strzeżony więzień w zakładzie karnym w Stein w Austrii. Żeby dostać się do kazirodcy, trzeba sforsować siedmioro drzwi, minąć strażnika w budce z kuloodporną szybą, przejść przez bramkę do wykrywania metali. Ostatnie drzwi prowadzą do specjalnego pokoju spotkań, w którym roi się od uzbrojonych po zęby klawiszy.
Przeczytaj koniecznie: Fritzl z Brazylii: Więził i gwałcił córkę przez 12 lat. Spłodził z nią siedmioro dzieci
W tym ściśle strzeżonym pokoju pojawił się Fritzl i z mety wypalił do dziennikarzy niemieckiego "Bilda": - Josef Fritzl, szczęść Boże. Ale zaraz. Ja nie muszę się przedstawiać. Jestem sławny na całym świecie! - potwór ubrany był w w dżinsy, flanelową koszulę, sandały nałożone na skarpety i w niczym nie przypominał zwyrodnialca, który tak makabrycznie krzywdził swoją najbliższą rodzinę. Przeciwnie, był bardzo energiczny, uśmiechnięty i najwyraźniej zadowolony z życia za kratami.
Swoje zbrodnie pomijał milczeniem, wolał mówić o terazniejszości. - Napisałem do żony osiem listów, na żaden nie dostałem odpowiedzi. Ale wiem, że wciąż mnie kocha. Chciałbym wyjść stąd przed śmiercią. Chciałbym zaopiekować się żoną, bo zawsze była mi wierna - stwierdził.
Patrz też: Austria: Fritzl chce wyciągnąć od córki pieniądze
Fritzl większość czasu spędza w swojej celi, w której ma łóżko, stół, umywalkę i toaletę. Czas umila mu telewizor z 38 kanałami. - Najbardziej lubię "Dwóch i pół" z Charliem Sheenem, bo mały chłopiec z tego serialu przypomina mi mojego syna. To mnie odpręża, a ja potrzebuję śmiechu. Bycie cały czas smutnym niszczy duszę - filozofował Fritzl. Oglądanie telewizji to niejedyne więzienne atrakcje. Potwór z Amstetten zajmuje się też... hodowlą papryki i pomidorów. Ma przecież dużo czasu.