Jak donosi „Nasz Dziennik”, spółka Smolenskenergo do której należy zerwana linia energetyczna, opublikowała protokoł z dochodzenia w sprawie odłączenia napięcia pamiętnego 10 kwietnia 2010. W z dokumety wynika , że w odległości 10 metrów od zerwanego kabla leżały szczątki samolotu. Była to część skrzydła. Na tej podstawie komisja bez dodatkowego wyjaśniania stwierdziła, że linię zerwał polski samolot.
Tymczasem z protokołu moskiewskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego wynika, że o godzinie 10.39.35 tupolew wypuszcza klapy i podwozie, a załoga prowadzi standardową komunikację.
Według "Naszego Dziennika" jest to dziwne, jeśli wziąć pod uwagę, że w tym czasie maszyna miała kolizję z linią wysokiego napięcia i utraciła część skrzydła, co wynika z rosyjskiego dokumentu.
Pilot mający doświadczenie w lotach na tupolewach mówi "Naszemu Dziennikowi", że wspomniany kawałek skrzydła przeczy tezom rosyjskiego MAK. Tłumaczy, że część skrzydła znalazła się na ziemi, bo samolot utracił ją po zderzeniu z brzozą.
Według pilota zerwanie linii nastąpiło znacznie wcześniej niż wynika z dokumentów rosyjskich. Jego zdaniem, bardziej prawdopodobnym scenariuszem jest ten, zgodnie z którym linię zerwał rosyjski Ił-76, który z nieznanych powodów znajdował się wówczas nad lotniskiem w Smoleńsku.
Sprzeczne protokoły w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem. Tu-154M nie zerwał linii wysokiego napięcia
W dokumentach dotyczących katastrofy prezydenckiego tupolewa pojawiła się kolejna nieścisłość. Rosjanie twierdzili, że Tu-154M zerwał linię wysokiego napięcia w pobliżu lotniska Siewiernyj. Tymczasem zapisy z czarnych skrzynek wskazują, że w tym czasie w kokpicie nie działo się nic co mogło by świadczyć o kolizji z linią energetyczną.