Co się dzieje w Korei Południowej? Prezydent wprowadził stan wojenny, mówiąc o zagrożeniu za strony Kim Dzong Una. Po sześciu godzinach stan wojenny zniesiono
Korea Południowa uchodzi za stabilny kraj, w którym raczej nie należy obawiać się nagłego wybuchu rewolucji czy ulicznych zamieszek na tle politycznym. Ale okazało się, ze pozory mylą. Cały świat komentuje szokujące zdarzenia, do jakich doszło wczoraj 3 grudnia w Korei Południowej. Około godziny 15. polskiego czasu prezydent tego kraju Jun Suk Jeol ogłosił podczas zapowiadającego się zupełnie zwyczajnie telewizyjnego wystąpienia stan wojenny, oskarżając opozycyjną Partię Demokratyczną o popieranie Korei Północnej i paraliżowanie prac rządu. To automatycznie delegalizuje działalność partii politycznych i parlamentu. Przed jego budynkiem zaczęły gromadzić się tłumy, protestując przeciwko decyzji prezydenta. Doszło do przepychanek z policją, a tymczasem do parlamentu weszły służby specjalne, przed budynkiem wylądowały wojskowe śmigłowce.
"Ogłaszam stan wojenny, aby chronić wolną Republikę Korei przed zagrożeniem ze strony północnokoreańskich sił komunistycznych"
"Paraliżują pracę wymiaru sprawiedliwości poprzez zastraszanie sędziów i postawienie w stan oskarżenia wielu prokuratorów, paraliżują władzę wykonawczą. Zgromadzenie Narodowe stało się jaskinią przestępców, paraliżując system administracji sądowej kraju poprzez dyktaturę ustawodawczą i modląc się o obalenie liberalnego systemu demokratycznego. Zmiażdżę siły antypaństwowe i przywrócę kraj do normalności tak szybko, jak to możliwe" - mówił prezydent w przemówieniu. Opozycję oskarżył o działanie na rzecz Kim Dzong Una: "Ogłaszam stan wojenny, aby chronić wolną Republikę Korei przed zagrożeniem ze strony północnokoreańskich sił komunistycznych, aby wyeliminować nikczemne siły antypaństwowe sprzyjające Korei Płn., które niszczą wolność i szczęście naszego narodu, oraz by chronić (...) porządek konstytucyjny".
Parlament zagłosował jednomyślnie za zniesieniem stanu wojennego. Rząd może upaść w każdej chwili
Decyzji prezydenta nie poparł nawet szef rządzącej Partii Władzy Ludowej, z której prezydent się wywodzi. Nazwał ją publicznie błędem. W parlamencie stawiano barykady, by nie dopuścić do wkroczenia wojska. W rezultacie jednogłośnie przegłosowano zniesienie stanu wojennego, a prezydent zgodnie z prawem musiał dostosować się do tej decyzji. Tym sposobem stan wojenny w Korei Południowej wprowadzony 3 grudnia trwał sześć godzin. Biały Dom przyjął "z zadowoleniem" decyzję o zniesieniu stanu wojennego. Co będzie teraz? Sypią się dymisje i rząd może upaść. Ministrowie wyrazili zamiar złożenia dymisji na ręce premiera, jak podała dziś, 4 grudnia gazeta "Chosun Ilbo". Dymisje złożyło też wielu wysokich rangą doradców prezydenta. Swoją dymisję zaoferował też minister obrony. Sześć partii opozycyjnych złożyło wniosek o wszczęcie impeachmentu wobec prezydenta Jun Suk Jeola.