W sobotę (27.03.21 r.) birmańskie siły bezpieczeństwa otworzyły ogień do prodemokratycznych demonstrantów. Według ustaleń birmańskiego portalu Myanmar Now, w różnych częściach Birmy zginęło 140 osób - w tym 13-letnia dziewczynka.
Szczegółowe wyliczenia przekazała Agencja Associated Press - autorem ma być anonimowy badacz z Rangunu, śledzący represje w Birmie. Według niego w ponad 24 miejscowościach w sobotę z rąk służb bezpieczeństwa zginęło 107 osób. Agencja zastrzega, że sama nie jest w stanie zweryfikować tych doniesień.
Niemniej, według samej agencji to najkrwawszy dzień protestów, które - przypomnijmy - trwają w całym kraju od przejęcia władzy przez wojsko 1 lutego. W sumie - według danych Reuters'a - zginęło już ponad 440 osób.
Myanmar Now donosi, że w Mandalaj zginęło co najmniej 40 osób. W tym 13-letnia dziewczynka. Wcześniej donoszono jeszcze o śmierci pięciolatka ale w tym przypadku źródła są sprzeczne.
"Strzelają do nas jak do kur". Protestujący w Birmie: "Będziemy protestować"
- Strzelają do nas jak do ptaków czy kur, nawet w naszych domach - Reuters cytuje słowa jednego z protestujących w mieście Mjingjan, gdzie siły bezpieczeństwa zabiły co najmniej dwie osoby. Nic nie wskazuje na to, żeby prodemokratyczni demonstranci przestali manifestować.
- Ale mimo tego będziemy protestować (...) musimy walczyć, aż do upadku junty - zaznacza mężczyzna.
Birmańską juntę potępia: UE, Wielka Brytania i USA
Działania birmańskiej junty (która 1 lutego obaliła rząd Birmy i brutalnie tłumi społeczne protesty) spotkały się z krytyką dyplomacji Wielkiej Brytanii, Unii Europejskiej i USA.
- Dzisiejsze zabójstwa nieuzbrojonych cywilów, w tym dzieci, to nowy poziom niegodziwości - napisał na Twitterze minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Dominic Raab. Dodał, że jego kraj będzie pracował nad zakończeniem tej "bezsensownej przemocy" i pociągnięciem winnych do odpowiedzialności.
Wcześniej brytyjski ambasador w Birmie przekazał, że siły zbrojne tego kraju zhańbiły się w dniu własnego święta.
- 76. obchody Dnia Sił Zbrojnych zostaną zapamiętane jako dzień terroru i hańby. Zabójstwa nieuzbrojonych cywilów, w tym dzieci, to czyny nie do obrony - ogłosiła na Twitterze i na Facebooku ambasada UE w Birmie.
- Ten rozlew krwi jest przerażający - przekazał ambasador USA w Birmie Thomas Vajda. Dodał, że Birmańczycy jasno dali do zrozumienia, że nie chcą żyć w kraju rządzonym przez wojskowy reżim.