Policja i wojsko mają rozkaz strzelać do wszystkich, których uznają za zagrożenie - zupełnie otwarcie mówił parę dni temu prezydent Kazachstanu Kasym-Żomart Tokajew. Teraz władze ogarniętego rozruchami kraju twierdzą, że "sytuacja jest opanowana", przynajmniej w obwodzie ałmackim, gdzie protesty były najbardziej gwałtowne i krwawe. Jednak nadal daleka jest ona od normalności, brakuje chleba w nielicznych otwartych sklepach, ludzie nie mogą wypłacić pieniędzy z bankomatów. A doniesienia o tym, co działo się podczas protestów w Kazachstanie i co w każdej chwili znów może zacząć się dziać, są wstrząsające. Do dantejskich scen dochodziło pod kostnicami, gdzie zgromadzili się ludzie szukający swoich bliskich zabitych podczas demonstracji przeciw drożyźnie. Policja otworzyła tam ogień, o mało nie zabijając dziennikarza telewizji Dożd. Powodem był fakt, że ktoś zupełnie inny próbował przejść przez płot. Są też niestety ofiary śmiertelne wśród przypadkowych ludzi i dziennikarzy.
NIE PRZEGAP: Protesty w Kazachstanie. Rosja wysyła wojska. Dziesiątki zabitych
NIE PRZEGAP: Rzeź w Kazachstanie! Bunt przeciw drożyźnie. Kostnice pełne demonstrantów
Zginął kierowca wozu telewizji Almaty TV Muratkhan Bazarbajew, operator kamery został ranny. Inni są aresztowani, o czym donoszą Reporterzy Bez Granic. Wśrod zatrzymanych reporterow jest m.in. dziennkarz "Uralskaya Nedelya", którego przesłuchiwano potem pod kątem "działalności ekstremistycznej". Służby już w marcu potrafiły nie tylko zatrzymywać, ale nawet bić dziennikarzy pokazujących sytuację w kraju. Jak podaje fundacja “Adil Soz”, policja pobiła Bakhrambeka Talibzhanova z telewizji Astana za samo tylko filmowanie pożaru fabryki części samochodowych. Można tylko wyobrazić sobie, jak reporterzy w Kazachstanie są traktowani teraz, podobnie jak zwykli ludzie filmujący telefonami uliczne zajścia.