- Widziałem na własne oczy, jak w poniedziałek rano w gmachu sądu nagle człowiek wyciągnął półautomatyczną broń i zaczął strzelać do dwóch kobiet - relacjonował dziennikarzom zszokowany Bill Heriot, świadek zdarzenia. Jedna z ofiar była żoną napastnika.
- Ukląkł obok jednej z zastrzelonych kobiet i wziął ją za rękę - opowiadał Bill Heriot. Chwilę później napastnik sam padł od kul policjantów...
Jak to się mogło stać? Jak mógł wnieść broń do sądu?!
- Wniósł ją do ogólnie dostępnego holu, gdzie zbierają się ludzie, przed strefą, w której znajdują się wykrywacze metalu - tłumaczy rzecznik miejscowej policji.
Ranni podczas wymiany ognia stróże prawa zostali przewiezieni do szpitala, ich życiu i zdrowiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Dzień po strzelaninie drzwi New Castle County Courthouse były nadal zamknięte, służby porządkowe usuwały potłuczone szkło i doprowadzały do ładu pomieszczenia, w których doszło do krwawej rzezi. Policjanci badający sprawę zbierają dowody zbrodni.
Poniedziałkowy zamach w Wilmington to kolejny argument dla zwolenników konieczności ograniczenia dostępu do broni. Bo skoro nawet sąd nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa...