Trudno sobie wyobrazić koszmar, jaki wydarzył się w nocy z wtorku na środę (22/23 listopada) w jednym z supermarketów popularnej sieci Walmart. WPoczątkowo informowano, że w wyniku strzelaniny, do jakiej doszło w sklepie, zginęło co najmniej 10 osób. Policjanci nie byli też pewni, czy sprawca był pracownikiem Walmartu. "Nie mamy też wiedzy, czy popełnił samobójstwo" - mówił dla "New York Times" rzecznik policji z Chesapeake, Leo Kosinski. Kilka godzin później jednak okazało się, że jeden z pracowników marketu przeżył i wie, co się wydarzyło.
Strzelanina w Walmarcie. "Wszedł do pokoju i otworzył ogień"
Jak podaje BBC, po mediach społecznościowych zaczęło krążyć nagranie, na którym naoczny świadek opisuje bieg wydarzeń. Z jego relacji wynika, że napastnikiem był kierownik sklepu. "Akurat wyszedłem z pokoju socjalnego, gdy on do niego wchodził. Po chwili usłyszałem strzały. Otworzył ogień. Niestety straciliśmy kilku naszych współpracowników" – mówi mężczyzna, dodając, że nie wie, ilu dokładnie jego kolegów zostało zastrzelonych. Po wszystkim na terenie marketu znaleziono zwłoki napastnika. Najprawdopodobniej popełnił samobójstwo. "Śmierć poniosło 7 osób, jest też wielu rannych" - przekazali kilka godzin później śledczy.
Strzelanina w Wirginii. "Mój brat tam pracował, miał 20 lat"
BBC przytacza wypowiedź kobiety, której brat zginął w czasie ataku. "Pracował w tym sklepie, miał 20 lat, zginął 10 minut po przyjściu do pracy". Inna kobieta, Joetta Jeffery, powiedziała CNN, że jej matka była w markecie, kiedy strzelanina się zaczęła. Mówi, że z ukrycia wysyłała SMS-y z prośbą o pomoc. Na szczęście nic jej się nie stało. Tragedia w Wirginii to drugie takie zdarzenie w USA w ciągu kilku dni. W sobotę (19 listopada) wieczorem pięć osób zginęło w strzelaninie w klubie nocnym w Colorado Springs w stanie Kolorado.