Mrożące krew w żyłach sceny rozegrały się wczoraj wczesnym wieczorem. Do pilnie strzeżonego punktu kontrolnego podszedł pewnym krokiem John Patrick Bedell. Zachowywał się tak, jakby próbował wejść do siedziby Departamentu Obrony USA. Szaleniec sięgnął do kieszeni, jakby chciał wyciągnąć przepustkę. Nagle wyjął pistolet i bez ostrzeżenia zaczął celować do policjantów jak do żywych tarcz.
Patrz też: Psychiatra z USA rozstrzelał 13 żołnierzy
- Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Był bezlitosny i bezduszny - mówił po strzelaninie szef jednostki ochraniającej Pentagon, Richard Keevil. Świadkami krwawej masakry szaleńca byli pasażerowie, którzy oczekiwali na pociąg na stacji metra Pentagon. Stacja przylega do pilnie strzeżonego budynku, ale nikt nie może podchodzić do siedziby resortu obrony.
W trakcie wymiany ognia 36-letni napastnik został śmiertelnie ranny. Na szczęście stróże prawa zostali tylko lekko ranni. Pentagon nie wyklucza, że strzelanina była próbą ataku terrorystycznego. Stacja metra została zamknięta do czasu zakończenia śledztwa.