Kula, którą dostał Mykoła, drasnęła mu ucho, a potem przesunęła się po wewnętrznej stronie policzka i nie spowodowała właściwie obrażeń. Jego dwaj bracia, młodszy Jewgen i starszy Dmytro, niestety zginęli na miejscu. To właśnie wtedy, gdy na 33-letniego mężczyznę spadły zwłoki jego starszego brata, Mykoła zrozumiał, że on przeżył i że musi działać. Jak wynika z reportażu opublikowanego w "The Wall Street Jorurnal", zdołał wydostać się z grobu i zaczął uciekać. Po paru dniach i około 40 kilometrach pokonanych pieszo udało mu się dotrzeć do rodzinnej wioski Dowżyk, położonej na północy Ukrainy. Miesiąc później wraz z siostrą Iryną i ojcem Anatolijem pochowali Jewgena i Dmytro, po których ciała Mykoła wrócił do masowego grobu. W rozmowie z dziennikiem powiedział też, że koszmar zaczął się na trzy dni przed egzekucją. To wtedy do ich domu weszli rosyjscy żołnierze, pojmali ich, a potem torturowali niemal dzień i noc. Wszystko dlatego, że jeden z braci służył w wojsku.
CZYTAJ TAKŻE: Ukraińska ofensywa idzie jak burza. Wojska już na rosyjskiej granicy!
Serhij Wasylia, szef prokuratury w Czernihowie, na terenie którego doszło do zbrodni potwierdził, że trwa identyfikacja poszczególnych podejrzanych, odpowiedzialnych za egzekucję braci. Jak podaje "The Wall Street Journal", ukraińskie służby bezpieczeństwa szukają także obywateli Ukrainy, którzy wydali Rosjanom całą trójkę. Zdaniem prowadzącego śledztwo w tej sprawie, informatorzy zostali prawdopodobnie przekupieni lub zmuszeni do mówienia.
CZYTAJ TAKŻE: Rosja nagle zmienia plany. Chce zdobyć to jedno miasto! Na nic innego nie ma już sił?